środa, 31 sierpnia 2011

Święta w Norze

Następnego dnia wszyscy, którzy mieli zamiar wrócić do domu na Święta, spakowali się i wyjechali ekspresem Hogwart- Londyn. Ja byłam jedną z nich, więc wzięłam kilka swoich rzeczy(w tym mojego pufka) i wsiadłam do pociągu. Teraz nawet nie starałam się usiąść z Harry’m i jego przyjaciółmi. Po tym, co się wczoraj między nami stało, postanowiłam go unikać. Wiedziałam, że musiało być spowodowane gwiazdkowym szaleństwem i jak minie trochę czasu, wszystko wróci do normy i znów będziemy tylko przyjaciółmi.
Z takim postanowieniem usiadłam w przedziale z Deanem i Seamusem i robiłam wszystko, by nie myśleć o Harry’m.
Z peronu odebrał nas tata. Pożegnałam się w moim chłopakiem i wsiadłam do samochodu, prowadzonego przez aurora. Pod wieczór byliśmy już w Norze, obsypanej białym puchem. 
-         Och, witajcie, kochani!- krzyknęła uradowana mama, wybiegając z kuchni, by nas uściskać- Jak podróż?
-         Normalnie- mruknął Ron- Zrobiłaś kolację, mamo? Konam z głodu.
-         Oczywiście, już czeka na stole...Harry, wszystko w porządku? Tak blado wyglądasz...
-         Nic mi nie jest, pani Weasley- odparł Harry i poszedł z nami do kuchni, a ja miałam niejasne wrażenie, że to wczorajszy bal tak go przybił.
Kolacja w postaci naleśników była przepyszna, szczególnie dla pustych żołądków.
-         No to do łóżka- poleciała mama, gdy skończyliśmy jeść- Jutro czeka nas sporo pracy.
To nas wcale nie ucieszyło, gdyż nie byliśmy pełnoletni i nie mogliśmy ozdobić domu za pomocą różdżek.
-         Dobranoc, Ginny- powiedziała Hermiona, gdy wspinaliśmy się po skrzypiących schodach do swoich pokojów.
-         Dobranoc wszystkim- odparłam sennym głosem, kierując spojrzenie na Harry’ego. On tylko się lekko uśmiechnął i poszedł dalej bez słowa. Super, a więc jest na mnie zły. Nie moja wina, że chodzę z Deanem! Gdyby mu zależało, moglibyśmy być razem już od dawna! Czekałam na niego pięć lat i nie zamierzam dłużej.
Szybko się przebrałam w koszulę nocną i opadłam na łóżko, momentalnie zasypiając.

Po obfitym śniadaniu cała nasza czwórka wzięła się do pracy. Ponieważ Hermiona i Ron nadal byli na siebie źli(mój brat był zazdrosny o McLaggena, a moja przyjaciółka o Lavender), podzieliliśmy się na dwie grupy-dziewczyny i chłopców. To w sumie dobrze, bo między mną i Harry’m też nie było najlepiej.
Razem z Hermioną sprzątnęłyśmy swoje pokoje i cały salon, podczas gdy chłopcy zajęli się ogrodem i kuchnią. Mama trochę nam pomogła, a potem wyczarowała różne magiczne dekoracje. Pod koniec dnia Nora cała błyszczała od czystości i ozdób świątecznych. Mieliśmy teraz trochę wolnego czasu, więc usiedliśmy w salonie i podziwialiśmy piękną choinkę(z przemalowanym gnomem na czubku jako gwiazdą). Z kuchni dolatywały do nas smakowite zapachy.
-         Mmm, aż ślinka cieknie- zauważył Ron- Mama pewnie piecze jakieś przysmaki.
Hermiona prychnęła na jego łakomstwo, a my z Harry’m siedzieliśmy cicho.
Za niedługo w domu zjawili się Fred i Greorge, przynosząc pudło pełne jakiś niespodzianek. Potem przyszedł tata z pracy, a zaraz za nimi Bill i Fleur. Na końcu pojawili się Tonks i Lupin, którzy wyglądali dość mizernie.
Gdy za oknami zrobiło się ciemno, poszliśmy się przebrać. Włożyłam na siebie bordową sukienkę(już nie tak elegancką i piękną jak na balu) i zeszłam do kuchni, gdzie większość osób już siedziała. Na stole było mnóstwo pysznych potraw i już nie mogłam się doczekać, kiedy je zjem. Na samym końcu dołączyli do nas Ron i Harry, ubrani w miarę uroczyste stroje.
-         No to, moich kochani- odezwał się tata, wstając z krzesła- Miło mi was gościć w moim domu. Życzę wszystkim tu zgromadzonym dużo szczęścia, radości i miłości. Cieszmy się, że w tak trudnych czasach udało nam się spotkać i świętować Boże Narodzenie!
Wszyscy uśmiechnęliśmy się do siebie. Teraz nawet Lupin i Tonks wyglądali na zadowolonych. W Norze zapanowała radosna atmosfera.
-         Złóżmy sobie życzenia i zjedzmy wigilijną kolację- zaproponowała mama. Wzięliśmy do rąk białe opłatki i wstaliśmy od stołu. Zaczęło się zamieszanie, bo każdy chciał złożyć każdemu życzenia. Wymieniłam cieple słowa i uściski z prawie wszystkimi zgromadzonymi i na końcu przyszło mi podejść do Harry’ego. Bałam się tego, ale przecież nie mogliśmy się wiecznie unikać. No i wcale nie byłam pewna, czy on nie chce mnie widzieć.
Harry był w salonie i właśnie skończył rozmawiać z Lupinem. Drgnął, gdy podeszłam do niego. Serce mi się ścisnęło i nie wiedziałam, co powiedzieć, a on chyba czuł to samo.  Ale kiedy spojrzeliśmy na nasze opłatki, które były już bardzo małe i niemal przypominały płatki śniegu, wybuchliśmy śmiechem, rozładowując  napięcie.  
-         Wesołych Świąt!- powiedziałam, gdy atak śmiechu minął.
-         Nawzajem, Ginny- wymieniliśmy się opłatkami i przytuliliśmy się nieśmiało. Ogarnęło mnie przyjemne ciepło, nie mające nic wspólnego z płonącym kominkiem.
-         Kolacja!- zawołała mama z kuchni. Wysunęliśmy się ze swoich objęć i usiedliśmy przy stole, na którym stały półmiski z pieczonymi kurczakami, kotletami, stekami, ziemniakami, bekonem i plackami.
Wszyscy zjedliśmy ze smakiem, a potem Fred i Greorge wyciągnęli ze swojego pudła różnokolorowe torpedy i je odpalili. Już po chwili po całym domu latały małe aniołki, gwiazdki, choinki, zaprzęgi reniferów i jarzące się paczki prezentów. Długo patrzyliśmy na to z zachwytem, śpiewając kolędy i gawędząc wesoło, a gdy zrobiło się już bardzo późno, wróciliśmy do łóżek we wspaniałych nastrojach.

Rano otworzyłam oczy, uśmiechnęłam się do siebie i zeszłam na dół. Na schodach minął mnie Ron, krzycząc ,,będę pierwszy!’’. Harry(nie będący tak głupi jak mój brat) pojawił się obok mnie i razem weszliśmy do salonu. Pod piękną choinką leżały stosy prezentów. Ron już szukał tych zaadresowanych do niego.
-         Przydało by się zaklęcie Accio- zauważył Harry.
-         No, nawet bardzo.
Zaczęliśmy grzebać w lawinie paczek i minęło dobre dziesięć minut, zanim znaleźliśmy swoje prezenty. Wtedy pojawili się Fred i Greorge, a za nimi Hermiona. Podczas gdy to oni teraz szperali w prezentach, ja otworzyłam swoje. Od rodziców dostałam oczywiście cynamonowy sweter z literką G, od bliźniaków Krwotoczki Truskawkowe i Bombonierki Lesera, od Rona Fasolki Wszystkich Smaków, od Hermiony książkę ,, SUMY- wyzwanie dla młodych czarodziejów’’, od Luny pudełko Czekoladowych Żab, od Deana jakieś perfumy, a od Harry’ego czarną spinkę do włosów w kształcie kwiatu. Wzięłam mieniącą się w świetle ozdobę do ręki i zerknęłam na Harry’ego. On też właśnie otworzył mój prezent- plakat jego samego na miotle(przerobiłam zdjęcie, które zrobił mu Colin podczas meczu). Uniósł brwi i odwzajemnił mój wzrok.
-         To taka pamiątka- wyjaśniłam, podchodząc do niego- No wiesz, tego, że jesteś kapitanem drużyny.
-         Dzięki, Ginny...- spojrzał na spinkę w mojej dłoni- Podoba ci się? Chciałem ci kupić coś ładnego.
-         Jest śliczna, dziękuję.
-         Przymierzysz?
-         Dobrze- wpięłam czarną ozdobę w rude włosy, uśmiechając się do niego- I jak?
-         Cudownie. To znaczy...pasuje do ciebie.
-         Ginny!
Naszą rozmowę przerwała Hermiona, niosąca książkę, którą dopiero co dostałam.
-         Kupiłam to, bo chcę, żebyś jak najlepiej zdała SUMY. To ci z pewnością pomoże.
-         Dzięki, Hermiono.
Jakby nie wiedziała, że nie przepadam za książkami. Ale liczą się chęci.
Pozostali też zgromadzili się w salonie, otwierając swoje paczki i dziękując za nie. Potem zjedliśmy pyszne, świąteczne śniadanie i powoli zaczęliśmy się rozchodzić. Lupin wyszedł pierwszy, a za nim odeszła Tonks. Potem Fred i Greorge musieli wyjść, gdyż ich sklep działał nawet w Święta.
Reszta pomogła sprzątnąć wczorajszy i dzisiejszy bałagan. Kiedy udało mi się zmyć z podłogi plamę, którą zostawił magiczny aniołek, wreszcie miałam wolne. Poszłam więc do góry, chcąc zaprosić przyjaciół na śnieżną bitwę , ale gdy tylko zbliżyłam się do drzwi, wyszedł przez nie Harry z nieco zakłopotaną miną.
-         Lepiej tam nie wchodź- ostrzegł, gdy mnie zobaczył.
-         Dlaczego?
-         Ron i Hermiona się godzą. Może im to trochę zejść.
-         Rozumiem- uśmiechnęłam się pod nosem- To co, wyjedziemy sobie na dwór?
-         Jasne.
Ubraliśmy ciepłe kurtki i wyszliśmy na zewnątrz. Biała warstwa pokryła wzgórza w okolicy i było zimno, ale zza chmur wychylało się blade słońce. Między zaśnieżonymi krzakami latały gnomy.
Ruszyliśmy z Harry’m do ogrodu, a śnieg trzeszczał pod naszymi butami. Wydawało mi się, że między nami jest już wszystko w porządku, tak jak pół roku temu. Dowodem na to była nasza swobodna rozmowa, podczas której Harry zwierzył mi się, że podejrzewa o coś Malfoya i że jest ciekaw, kto był właścicielem jego podręcznika do eliksirów. Słyszałam od Hermiony, że dzięki niemu Harry jest świetny z tego przedmiotu.
Ja mu opowiadałam, że boję się tych SUMÓW i że między Hermioną, a Ronem coś się pojawiło. Zaczęliśmy się śmiać z nich, wyobrażając sobie, jak przebywają te przeprosiny. Uśmiechając się, uklękłam, wzięłam w rękawiczki nieco śniegu i rzuciłam nim w chłopaka. Ten odpowiedział mi tym samym i już po chwili biegaliśmy po całym ogrodzie, bawiąc się w pojedynek na śnieżki.
W pewnym momencie uderzyłam Harry'ego śnieżką w głowę, a on ze śmiechem rzucił się na mnie. Oboje upadliśmy na biały puch i przeturlaliśmy się po nim kawałek. Gdy się wreszcie zatrzymaliśmy, pochylałam się nad nim, widząc jego błyskające szczęściem oczy. Oboje dyszeliśmy, a nasze oddechy się krzyżowały. Patrzyliśmy się na siebie jakby nic innego nie istaniło poza nami.
Pochyliłam nieco głowę, a moje rude włosy wypadły spod czapki, tworząc płonącą kurtynę wokół naszych twarzy. Jego ręce przyciągnęły mnie do siebie i teraz nasze usta były tak blisko jak nigdy dotąd...
Nie, dosyć, Ginny!- zabrzęczał mi w głowie alarm-To tylko twój przyjaciel!
Odchyliłam się nieco i, żeby ukryć zmieszanie, szarpnęłam go w prawo. Harry ze zdumieniem obrócił się, ale zaraz potem się zaśmiał.  I znów się turlaliśmy, a ten szał minął. Nie chciałam o tym myśleć, więc wyrzuciłam z pamięci te kilka sekund zapomnienia i bawiłam sie z Harry'm wśród śniegu aż do obiadu.


  














Bal Gwiazdkowy

-         Jesteś już gotowa, Ginny?
Stałam przed lustrem w moim dormitorium, a na dźwięk głosu Hermiony, obróciłam się i obie równocześnie otworzyłyśmy usta ze zdumienia. Ja ubrałam bladoróżową suknię, przeplataną w pasie złotem(Hermiona pokazała mi, jak ją wyczarować), a moja przyjaciółka zdecydowała się na niebieską szatę w falbanami na dole. Obie wyglądałyśmy świetnie.
-         Super suknia- powiedziała, podchodząc bliżej.
-         Dzięki, twoja też jest piękna.
-         Przyszłam tu, żeby ci powiedzieć, że Dean czeka na ciebie w pokoju wspólnym.
-         A ty już idziesz?
-         Tak, Cormac pewnie jest już gotowy.
-         McLaggen?- uniosłam jedną brew- Czemu akurat on?
-         Bo jego najbardziej nie lubi Ron!- westchnęła i posłała mi uśmiech- Miłej zabawy.
-         Taa, dzięki.
Hermiona wyszła, a ja postanowiłam zrobić to samo. Poprawiłam swoje rude włosy i zeszłam na dół. Dean ubrany był w elegancką szatę wyjściową.
-         Wyglądasz prześlicznie- powiedział i pocałował mnie w usta. Kątem oka zauważyłam, jak Ron gapi się z podziwem na Hermionę, która właśnie wzięła za rękę McLaggena. Lavender Brown przy pobliskim stoliku miała kwaśną minę.
-         Idziemy?- zapytał mój chłopak. Prawdę mówiąc, chciałam zobaczyć z kim pójdzie Harry, ale ponieważ go nie widziałam, stwierdziłam, że już wyszedł.
-         Jasne.
Skierowaliśmy się do lochów, gdzie miała się odbyć zabawa. Weszliśmy do sali z eliksirów i....zamurowało mnie. Zwykle ponura, podziemna klasa lśniła blaskiem kolorowych lampek i innych dekoracji. Ławki usunięto, a ściany ozdobiono ruchomymi malowidłami aniołków i reniferów. Przy oknie stała duża choinka.
-         Ale fajnie- odezwał się Dean. Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, bo pojawił się przed nami Slughorn, ubrany w purpurową szatę.
-         Panna Weasley i pan Thomas!- zawołał- Jak miło, jak miło...
-         Dobry wieczór- mruknął Dean, rozglądając się po sali. 
-         Zapraszam was do zabawy. Czekamy jeszcze na parę osób, a potem wzniesiemy Gwiazdkowy toast. Bawcie się dobrze!
-         Dziękujemy- odparłam, a on uśmiechnął się do nas i poszedł powitać...Harry’ego. Harry miał na sobie czarny strój, pasujący kolorem do jego włosów. Obok niego stała...Luna!
Zamrugałam, bo nie spodziewałam się, że zaprosi moją jasnowłosą przyjaciółkę. A więc to nie żadna Romilda czy Cho!
-         Ginny, wszystko w porządku?- spytał Dean.
-         Tak, ja tylko podziwiałam dekoracje- skłamałam.
-         Chodź do stolika, bo zaraz będzie ten toast.
Ruszyliśmy do przykrytego białym obrusem stołu, a moje myśli gnały jak oszalałe. Harry zaprosił Lunę...Raczej się w niej nie zakochał, więc musiał z nią przyjść jako przyjaciółką...To znaczy, że Harry jest....wolny.
Dean nalał soku dyniowego do kieliszka i wręczył mi go. Zauważyłam, że Zabini przyprowadził jakąś Ślizgonkę(Ale nie Millicentę- pomyślałam z satysfakcją) i kompletnie nie zwracał na mnie uwagi. To bardzo dobrze.
-         Chodźcie tu wszyscy, kochani!- zawołał Slughorn, stając przy stole- Przygotujcie kieliszki i wznieśmy toast za to przyjęcie.
Wszyscy nalali sobie soku i podnieśli kieliszki.
-         Za cały semestr nauki i naszej współpracy...- zaczął profesor, a ja zerknęłam na Harry’ego. Luna wlepiła wyłupiaste oczy w Slughorna, ale on rozglądał się niepewnie po sali.
-         Za wspaniałą zabawę w imię przyjaźni...
Harry napotkał mój wzrok. Uśmiechnęliśmy się do siebie lekko, poprzez wiele osób w czarnych, zielonych i niebieskich strojach, którzy wydawali się teraz rozmazanymi plamami.
-         Oraz za piękną uroczystość Bożego Narodzenia, wypijmy razem!- dokończył Slughorn wesołym głosem. Wszyscy unieśliśmy kieliszki w podniosłym geście i łyknęliśmy soku.
-         A teraz, moi drodzy, bawcie się dobrze wśród rytmu muzyki i wybornych poczęstunków!- dodał profesor, a kilka osób krzyknęło ochoczo.
-         Chcesz zatańczyć?- spytał Dean, odstawiając kieliszek.
-         No pewnie- uśmiechnęłam się i chwyciłam go za ręce. Wyszliśmy na parkiet, zaczynając tańczyć do melodii, lecącej z zaczarowanego gramofonu. Wokół nas wirowały inne pary. Zauważyłam, że po prawej stronie McLaggen mocno obejmuje Hermionę, która minę miała nieco zmieszaną. Po lewej Zabini tańczył jakiś wytworny taniec ze swoją partnerką. W dali Neville pląsał z Hanną Abbot, a Harry z Luną, która ubrana była w dziwną, seledynową suknię...
Tańczyliśmy i tańczyliśmy, a ja widziałam przed sobą tylko te czekoladowe oczy. W końcu jednak się zatrzymaliśmy i zorientowałam się, że bolą mnie nogi.
-         Chyba czas odpocząć- powiedziałam, a Dean mi przytaknął. Podeszliśmy do stołu i usiedliśmy, popijając dyniowy sok.
-         Wiesz co, Ginny, muszę iść do toalety- stwierdził Dean- Poczekasz chwilę?
-         Jasne, idź.
Uśmiechnął się i ruszył w kierunku wyjścia. Obróciłam lekko głowę i zobaczyłam, że przy sąsiednim krześle siedzi Harry. Oczy miał wpatrzone w coś odległego.
-         Gdzie Luna?- spytałam. Zamrugał i spojrzał na mnie, omiatając wzrokiem moją różową suknię.
-         Rozmawia z tym facetem, który ponoć jest wampirem- wskazał na wysokiego mężczyznę o bladej cerze, który był pochłonięty rozmową z moją przyjaciółką- A gdzie Dean?
-         Poszedł do toalety.
-         Aha.
Patrzyliśmy się na siebie w milczeniu i miałam wrażenie, że oboje chcemy tego samego. Ale ja bałam się wyjść z propozycją...Nie po tym, co było...
-         Czemu poszedłeś z Luną?- spytałam po chwili- To znaczy, nie mam nic przeciwko, tylko...Sądziłam, że wybierzesz kogoś, na kim ci...zależy.
Harry otworzył usta, a potem je zamknął. W jego oczach pojawiła się jakaś dziwna tęsknota, a w świetle świątecznych lampek wydawał mi się jeszcze bardziej przystojny.
-    Nie ma nikogo, na kim mi zależy- odparł- A Luna przyszła tu ze mną jako...
-         ...przyjaciółka, domyśliłam się- wtrąciłam. Uśmiechnął się nieśmiało i spojrzał na tańczące pary(McLaggen z Hermioną gdzieś zniknęli).
-         Chcesz zatańczyć?- wypalił tak szybko, że ledwo zrozumiałam te dwa słowa, ale mimo tego, serce zabiło mi szybciej, powodując rumieńce na policzkach.
-         Dobrze- wstaliśmy i zobaczyłam, że jego zielone oczy lśnią czułością i szczęściem...
-         Już jestem, Ginny!- odezwał się głos za naszymi plecami. Szybko opuściliśmy dłonie, które właśnie zamierzaliśmy złączyć. Obróciłam się w stronę Deana z dziwną pustką. Zawsze chciałam, by był przy mnie, ale w tej chwili miałam ochotę go wykopać za drzwi.
Szybko przegoniłam wyraz niemiłego zaskoczenia z twarzy, uśmiechając się do niego.
-         To...ja wracam do Luny- powiedział Harry z nutą zawodu w głosie i oddalił się. Pragnęłam za nim pobiec, ale się powstrzymałam. W głowie miałam mętlik , wciąż widziałam te migdałowe, pełne czułości oczy...
-         Ginny?- Dean zamachał mi ręką przed nosem- Jesteś zmęczona? Nie chcesz tańczyć?
Nie, nie mam już najmniejszej ochoty, chcę pogadać z Harry’m...
-         Nie, wszystko w porządku. Tańczmy.
Chwyciliśmy się za dłonie i rozpoczęliśmy ponowny taniec, a ja nie mogłam przegonić z serca poczucia winy.

  












wtorek, 30 sierpnia 2011

Natarczywość

Mocniej nałożyłam na siebie czapkę, gdyż śnieg na błoniach prószył nieubłaganie. Kiedy doszłam z Demelzą do chatki Hagrida, miałam już całe sine usta. Niech to szlag, grudzień w tym roku był wyjątkowo mroźny!
-     Witajcie!- zawołał Hagrid, ubrany w brzydkie, grube futro, zlewające się z barwą jego włosów- Dziś zajmiemy się szpiczakami.
-      Czy moglibyśmy to zrobić w pana chatce?- zapytał Colin, dygocząc od stóp do głów. Hagrid się uśmiechnął.
-         Przykro mi, jest was za dużo. Ale jak szybko się uwiniecie, to będziecie mogli wracać.
To się wszystkim bardzo podobało, więc z zapałem podeszliśmy do wskazanych przez profesora skrzyń. Udało mi się przecisnąć między dwoma Ślizgonami(niestety mieliśmy z nimi opiekę nad magicznymi stworzeniami) i zobaczyłam dość małe stworzonka, przypominające zwykłe jeże, widywane w lasach.
-         To jeże!- zauważyła Wiktoria- One wcale nie są magiczne!
-         To nie tylko jeże- poprawił ją Hagrid, a dużo osób zmarszczyło brwi- W tej skrzyni znajdują się zarówno szpiczaki jak i normalne jeże. Wyglądają podobnie, ale te pierwsze są nieufne i podejrzliwe...Aby je rozróżnić, musicie im podać miseczkę mleka. Jeże wypiją ją z ochotą, ale szpiczaki zaczną protestować. Tak...Teraz podzielimy się na pary. Każda para dostanie jedno takie stworzonko i będzie musiała stwierdzić które im się trafiło...Jak wszyscy skończą, chciałbym żebyście mi napisali o tym krótką notatkę...no wicie, żeby lepij zapamiętać.
Dało się słyszeć kilka westchnień, a potem rozmów, bo uczniowie dzielili się na pary. Ja zaczęłam szukać Demelzy i...znalazłam ją razem z Colinem. Hagrid właśnie dawał im miseczkę z mlekiem.
To było tak dziwne, że aż zapomniałam o gniewie. Colin i Demelza?
Wszyscy inni mieli już pary, więc powlokłam się na samym końcu, żałując, że nie ma ze mną Luny. Hagrid patrzył na mnie ze zdumieniem.
-         Jesteś sama?
-         No tak, bo...
-         Millicento!- zawołał- Masz parę.
Millicenta Bulstrode, idąca z miseczką do skrzyni, skrzywiła się, obrzucając mnie chłodnym spojrzeniem.
-         Nie ma mowy- wycedziła.
-         Nie dyskutuj- poprosił Hagrid- Będziecie razem i już. Idź do niej, Ginny.
Opanowałam chęć krzyknięcia na niego i podeszłam do Millicenty, która włożyła rękawiczkę ze smoczej skóry i brutalnie wyciągnęła stworzonko ze skrzyni. Położyła je na śniegu i przytknęła mu miseczkę pod nos.
-         Ostrożniej- syknęłam, bo naczynie omal nie zmiażdżyło jeżowi pyszczka.
-         Wypchaj się, Weasley- odparowała, a ja wyczułam w jej głosie coś więcej niż zwykłą niechęć. Jakbym kiedyś jej coś zrobiła...Zresztą, widziałam to już wcześniej. Od jakiegoś czasu piorunowała mnie wzrokiem i umyślnie popychała(zawsze wtedy się jej odgryzałam się).O co jej właściwie chodzi?
-         Pij, brzydalu- warknęła do jeża. Ten niepewnie powąchał zawartość naczynia, a ja zauważyłam, że jego kolce się wydłużają.
-         To jest...- zaczęłam, ale Millicenta właśnie walnęła miseczką w nos zwierzęcia i ten najeżył się już całkowicie, a potem skoczył na jej kolana, wbijając w nie kolce. 
-         AUU!- krzyknęła, kładąc się na śniegu i machając nogami. Biedny szpiczak odleciał w tył i czmychnął między kamienie. Wszyscy gapili się na tę scenę.
-         To musiał być szpiczak- oznajmił nam Hagrid i pomógł wstać Ślizgonce- Wystraszyłaś go.
-         To był bydlak!- zawołała, masując sobie kolano.
-         No dobrze, wracajcie do pracy. Kto skończył, może wracać- powiedział profesor z nieco zmieszaną miną i uczniowie zajęli się swoimi stworzonkami. Super, już widzę jakie będę moje notatki. Szpiczaki atakują głupie dziewczyny i...
-         Co się gapisz, idiotko?- zapytała Millicenta, poprawiając sobie krótkie, czarne, włosy.  Oddaliłyśmy się trochę od miejsca pracy.
-         O co ci chodzi?!
-         Myślisz, że jak masz te rude kudły to możesz odbierać innym chłopaków?- jej głos był pełen jadu- Przez ciebie Blaise mnie zostawił! Ty wredna kretynko...
Chciała mnie uderzyć, ale w porę się uchyliłam.
-         Ja nie chcę Zabini’ego!- krzyknęłam, szukając różdżki w kieszeni kurtki- Nic do niego nie czuję, rozumiesz?!
-         Nie wierzę ci. Densaugeo!
-         Protęgo!
Moja tarcza odbiła zaklęcie, które miało mi wydłużyć zęby. Myśl, że chciała mnie oszpecić, zezłościła mnie.
-     Zabini nie zerwał z tobą dla mnie. On po prostu miał cię dość!- zakpiłam. Oczy dziewczyny się zwęziły.
-         Immobilus!- zawołała niespodziewanie.
-         Pro...!
Nie dokończyłam formuły, bo nagle coś jakby we mnie uderzyło. Usłyszałam huk, ciało mi zdrętwiało i upadłam na zimny śnieg. Przez kilka sekund byłam unieruchomiona i zdezorientowana. Kiedy wreszcie mogłam się poruszyć, sylwetka Millicenty majaczyła się w dali, przy drzwiach zamku.
Wstałam i otrzepałam się z białego puchu. Czułam szok i poniżenie. Dałam jej się unieszkodliwić!
Usłyszałam za plecami głosy i zobaczyłam, że reszta uczniów ruszyła wydeptaną ścieżką ku Hogwartowi. Zebrałam się więc w sobie i prawie dobiegłam do wrót szkoły, potem przebiegłam przez korytarze, mając przemożną ochotę rozdarcia czegoś na strzępy. Kiedy weszłam do pokoju wspólnego, przed oczami wciąż miałam prosiakowatą twarz Millicenty...
-         Ginny, halo!
Spojrzałam na wołającą Hermionę. Ona, Harry i Ron siedzieli przy jednym ze stolików(Hermiona w sporym oddaleniu od Rona).
-         Co się stało?- warknęłam.
-         Y...- zmieszała się nieco- Masz zaproszenie.
Wzięłam ze stołu wskazaną kartkę i przeczytałam ją.

Droga panno Weasley
Mam przyjemność zaprosić pannę na Bal Gwiazdkowy dla uczestników Klubu Ślimaka. Przyjęcie odbędzie się 22 grudnia o godzinie siódmej w sali eliksirów. Do tego czasu powinna panna znaleźć sobie jakąś parę, z Klubu lub z poza niego.
Pozdrawiam
Profesor Slughorn

Suuper. Po prostu marzę o jakimś głupim balu.
-         Z kim idziecie?- rzuciłam, ściągając z siebie mokrą kurtkę. 
-         Ja chyba z McLaggenem- powiedziała Hermiona, trzepocząc rzęsami. Ron wytrzeszczył oczy.
-         Co? Z nim?!
-         No tak. Zaprosił mnie dzisiaj. Myślę, że będzie super- dodała z podłym uśmieszkiem. Westchnęłam w duchu, wiedząc, że tym sposobem chciała się zemścić na moim bracie i zwróciłam się ku Harry’emu.
-         A ty?
-         Nie wiem- wzruszył ramionami. Nie wyglądał na zadowolonego z zaproszenia- Z Cho na pewno nie pójdę...A ty, Ginny? Może...
-         Ja pójdę z Deanem- odparłam szybko, znów zarabiając to dziwne, pełne żalu spojrzenie- To cześć.
Odwróciłam się i poszłam do dormitorium, ciesząc się, że Millicenta nigdy nie dostanie takiego zaproszenia.

Przez najbliższe dwa dni nie miałam okazji dać nauczki Millicencie, choć na lekcjach miażdżyłam ją wzrokiem. Dopiero w czwartek, po transmutacji, nadarzyła się okazja. Gdy wracałam z lekcji podszedł do mnie Zabini z tym swoim aroganckim uśmiechem.
-         Cześć, Weasley- rzucił i wysunął się przede mnie. Spojrzałam na niego wyzywająco.- Dostałaś zaproszenie na Bal?
-         Tak. A ty nie?- zażartowałam. Jego uśmiech wcale nie zbladł.
-         Dostałem. I widzisz...co do tej pary...może poszłabyś ze mną?
-         Co? Nigdy!
Próbowałam go wyminąć, ale uniemożliwił mi to.
-         To wielki zaszczyt dla ciebie...Powinnaś skorzystać.
Przez sekundę pomyślałam nad zgodą. Mogłabym dopiec Millicencie, ale...Po pierwsze, nie mogę być taka żałosna. Po drugie, nie bawiłabym się z nim dobrze. A po trzecie, zaprosiłam już Deana.
-         Nie.
-         Dlaczego?- w ciemnych oczach pojawiła się frustracja.
-         Bo już z kimś idę.
-         Z tym pajacem Thomasem? A może z Potterem?
-         Nic ci do tego!
-         Nie tak szybko, Weasley!
Gdy próbowałam się ruszyć, chwycił mnie za nadgarstki i popchnął na ścianę. Teraz nasze twarze były bardzo blisko, a w jego oczach dostrzegłam pożądanie.
-         Zgódź się, bo pożałujesz- zagroził. Szarpnęłam się bezskutecznie.
-         Nie pójdę z kimś takim jak ty!
-         Jesteś taka uparta...- Zabini pochylił się i musnął wargami moje usta. Owładnął mną dziwny chłód .Tego było za wiele!
Odepchnęłam go, czując się znieważona. Przeklinałam teraz wszystkich Ślizgonów.
-         Nie dotykaj mnie, idioto!- krzyknęłam- Nie chcę z tobą tam pójść, rozumiesz?! Nie pasujemy do siebie! Nigdy nie będziemy razem!
Teraz jego oczy zrobiły się całkowicie czarne i przez chwilę się go wystraszyłam.
-         Dobrze- szepnął- Nie zasługujesz na mnie, zdrajczyni krwi.
-         Możesz mówić co chcesz, bylebyś się ode mnie odczepił.
Obróciłam się, chcąc odejść jak najdalej od niego. I wtedy zawołał za mną:
SciFi and Fantasy Art The One You Can´t Have... by Leigh ´Katt´ Berggren-         Straciłaś swoją szansę! A Potter nigdy się z tobą nie umówi! On interesuje się Romildą Vane! Ty jesteś dla niego nikim!
Puściłam się biegiem, ale jego słowa odcisnęły na moim sercu piętno. Harry nigdy się ze mną nie umówi...Nigdy...Ma już inną...
Mknęłam przez ciemne korytarze, mijając ludzi i obrazy. Kiedy się wreszcie zatrzymałam, miałam łzy w oczach. Zabini miał co do tego rację. Harry nigdy nie będzie mój...
Ale dlaczego miałby być? Przecież już go nie kocham. Prawda?













poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Wątpliwości

Wiatr szumiał mi w uszach przeraźliwie, gdy z kaflem w rękach  mknęłam przez boisko, kierując się do pętli. Po bokach widziałam rozmazane czerwone i żółte plamy, swoich towarzyszy i przeciwników, ale nie zamierzałam żadnemu z nich podać piłki. Wyminęłam grubego Puchona, który starał się mnie zatrzymać, i rzuciłam kaflem, wkładając w to całą swoją siłę. Obrońca Huffelpuffu zareagował zbyt późno i piłka przeleciała przez bramkę.
Rozległ się ryk po stronie Gryfonów, a Dean, lecący obok mnie, wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Pięć do jednego dla Gryffindoru!- wrzasnęła Luna, która komentowała mecz- Kafla przejmuje teraz Ścigający Puchonów, Zachariasz Smith...
O nie! Pomknęłam w kierunku chłopaka w żółtej szacie, ale ten już zmierzał do naszej bramki. Jednak Dean zastawił mu drogę i był zmuszony podać kafla Hannie Abbot. Wtedy piłkę zręcznie przechwyciła Demelza, która zaraz podała do  mnie. Rzuciłam kafla Deanowi, ale Smith był szybszy i zabrał go, lecąc prosto do pętli. Ron spiął się i obronił w ostatniej chwili.
- Bardzo dobrze, Ron!- zawołała wesoło Luna.
Nadal byłam wkurzona na mojego brata po wczorajszej awanturze, ale musiałam przyznać, że dziś bardzo dobrze bronił. Może po prostu musiał się na kimś wyżyć?
Przechwyciłam kafla i podałam go Deanowi, któremu piłkę wyrwała Hanna i nagle...
- Koniec!- krzyknęła Luna- Harry złapał znicza! Mecz wygrali Gryfoni!!!
Rozległy się oklaski i wiwaty po stronie czerwonych plam na trybunach. Wylądowałam miękko na ziemi i mimo zimnego wiatru, w sercu czułam ciepło i radość. Wygraliśmy!
Wśród aplauzu weszliśmy do szatni. Wszyscy wyglądali na zachwyconych.
- Graliście wspaniale!- pochwalił nas Harry. Jego czarne włosy były jeszcze bardziej rozczochrane niż zwykle-Wszyscy.
Uśmiechnęliśmy się do siebie i zaczęliśmy się przebierać. Kątem oka zauważyłam, że Ron promienieje radością i postanowiłam, że nie będę taka okrutna i zachowam uwagi dla siebie.
Gdy wyszliśmy z szatni, powitali nas Gryfoni i wydając okrzyki zwycięstwa ruszyliśmy do wieży. Dean chwycił mnie za rękę, co spotęgowało jeszcze moje szczęście.
- Gryfoni górą!!!- wrzeszczeli wszyscy. Wydawało mi się, że cały zamek to słyszy, ale nie przejmowałam się tym. Gruba Dama przepuściła nas bez hasła, uśmiechając się z dumą.
- Kto przyniesie coś do żarcia z kuchni?!- zapytał Ron, a kilka osób krzyknęło zgodnie.
- My!!!- zgłosili się bracia Creevey'owie.
- A w ogóle wiecie, jak wejść do kuchni?!- zapytałam, przekrzykując gwar. Colin pokręcił głową, czerwieniąc się i poprawiając nerwowo włosy.
- Ja im pomogę- oświadczył Dean, mrugnął do mnie i poszedł z jasnowłosymi braćmi.
- Brawo, Ginny!- podbiegła  Hermiona, ściskając mnie mocno- Byłaś sup...Och!
- Co się stało?- obróciłam głowę i myślałam, że mam omamy. Ron właśnie całował się z Lavender, czemu towarzyszyły gwizdy tłumu.
Ron się całował! Ron! I to z tą pustą laleczką!
Wyglądali jakby się do siebie przykleili, co było mało romantyczne. Ron uśmiechał się głupkowato, a Lavender głaskała go po rudych włosach.
- Jak on mógł...?- szepnęła Hermiona, zakrywając sobie usta i obracając się w stronę wyjścia.
- Hermiona!- zawołałam i ruszyłam za nią, nie zważając na odgłosy radości wokół.
- Au!
 Nagle zderzyłam się z kimś. Po okularach poznałam Harry'ego.
- Przepraszam!- rzuciłam i zaraz dodałam- Gdzieś ty był, Harry?
- McGonagall mi gratulowała...Gdzie się podział Ron?
- Jest tam- wskazałam na obściskującą się parę- Dyskrecja to jego drugie imię.
Harry wbił wzrok w przyjaciela, a ja skorzystałam z okazji i pobiegłam za Hermioną. Nie musiałam się trudzić, by ją znaleźć. Sama często ryczałam w pobliskiej łazience.
Znalazłam drzwi toalety, pchnęłam je i weszłam do środka. Przy umywalce stała Hermiona, łkając cicho. Nie zauważyła mnie.
- Hermiono...- zaczęłam, a ona drgnęła. Nie wiedziałam jak mam ją pocieszyć- Przykro mi.
Spojrzała na mnie załzawionymi, brązowymi oczami.
- Jak on mógł się z nią całować? I to na moich oczach?!- wybuchła- Czy on nie widzi, że ja go kocham?!
- Nie martw się, Ron to zrobił na pokaz- przytuliłam ją nieśmiało, pamiętając jak ona kiedyś mnie obejmowała, gdy żaliłam się jej ze swoich uczuć. Odwzajemniła mój uścisk.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Wczoraj się pokłóciliśmy. Wygarnęłam mu, że nigdy się z nikim nie całował...Zrobił to, bo chciał się popisać i mieć z głowy ten pierwszy raz. Lavender już od dawna wodziła za nim maślanym wzrokiem, a on to wykorzystał. Ten pocałunek pewnie nie był na poważnie.
- To nie zmienia faktu, że jest dupkiem- powiedziała, a ja spojrzałam na nią zaskoczona. Była blada, ale w oczach kryła się złość i stanowczość- Skończonym dupkiem!
Którego jednak kochasz...- do powiedziałam w myślach. Nie miałam jednak odwagi jej tego wypomnieć. W końcu ja przez pięć lat kochałam się w Harry'm, który traktował mnie jak koleżankę. Tak, tylko, że Harry by się tak nie zachował, pocałował Cho na osobności...
Jakaś niepokojąca myśl pojawiła mi się w głowie, ale nie zdążyła się w pełni uformować, bo skupiłam się na mojej przyjaciółce.
- Hermiono...
- Tak, Ginny, wybacz, że obrażam twojego brata, ale jak dla mnie jest po prostu dupkiem. Nie będę się przejmować tym, kogo całuje. Mam to w nosie! Od teraz Ron dla mnie nie istnieje.
Otarła łzy wierzchem dłoni i pewnym krokiem wymaszerowała z łazienki. Patrzyłam za nią, zaskoczona, że tak szybko poradziła sobie ze złamanym sercem. Czułam, że to to tylko pozory, złudna nadzieja, że jak tylko znów zobaczy Rona i Lavender, znów zacznie płakać...
Westchnęłam. Było mi szkoda Hermiony i żałowałam, że wczoraj tak naskoczyłam na mojego brata. Gdyby nie ja, może by tego nie zrobił?
Ale coś innego tłukło mi się w głowie, coś mi szeptało w uszach...
Ron pocałował Lavender dla popisu. Nie miał żadnej dziewczyny(Hermiona nie pokazywała mu otwarcie swoich uczuć), więc chwycił pierwszą lepszą, byle by mieć.
Czy ja też przypadkiem tak nie postąpiłam? Harry nie odwzajemnił mojej miłości, więc wykorzystałam to, że zainteresował się mną Dean? Lubiłam mojego chłopaka, ale czy mogłam nazwać to tym samym uczuciem, którym do tego lata darzyłam Harry'ego?
Hermiona mi kiedyś radziła, żebym sobie dała z nim spokój i cieszyła się życiem. No więc tak zrobiłam, zaczęłam się umawiać z Michaelem Cornerem, a potem z Deanem, ale...Czy to nie było tak na pokaz?
Zagryzłam wargę, a pusta łazienka wydawała mi się teraz bardzo złym miejscem. Nie chciałam zostawać sam na sam ze swoim sercem.
To nie jest na pokaz, to dlatego, że nauczyłam się kochać innych chłopaków!- odpowiedziałam sobie. Gdybym wciąż szalała za Harry'm, umarłabym jako zakonnica. No i kiedy odpuściłam go sobie, zrozumiałam, że taki Dean też jest bardzo fajny.
Kiwnęłam do siebie głową i, żeby nie kusić wątpliwości, wyszłam z łazienki, przyłącząjąc się do zabawy w pokoju wspólnym.










-

niedziela, 28 sierpnia 2011

Urok Weasley'ów

Rozpoczął się listopad, a Ron i Hermiona nie ruszyli z miejsca. Wciąż byli tylko przyjaciółmi i nie śpieszyli się z wyjaśnieniami. Trochę głupio, szczególnie, że widziałam jak mój brat patrzył się na Hermionę i wydawało mi się, że powinni sobie wyjaśnić swoje uczucia.
SciFi and Fantasy Art Ginny makes the boys go round... by Athina podaNatomiast jeśli chodzi o moje życie prywatne to wrzało w nim jak w kociołku. Dla wszystkich było jasne, że jesteśmy z Deanem parą, ale on nie był moim jedynym adoratorem. Czasami na korytarzach spotykałam Zabini’ego, który wodził za mną pożądliwym wzrokiem, a Colin Creevey ciągle siadał obok mnie w pokoju wspólnym i miałam wrażenie, że nie zajmuje się wtedy nauką. Miałam ich obojgu już dość i zastanawiałam się, co we mnie takiego jest, że przyciągam tylu chłopaków.
Jednak kiedy spojrzałam w lustro i dokładnie przyjrzałam się sobie, zrozumiałam, że bardzo się zmieniłam od zeszłego roku, że wyrosłam i wypiękniałam. Kiedyś byłam piegowatą dziewczynką o dziecinnej twarzy i włosach wiewiórki. Teraz moje ciało nabrało kobiecych kształtów, rude włosy tworzyły płonący woal wokół mnie, piegi znikły, cera zrobiła się brzoskwiniowa, a brązowe oczy otoczyły gęste rzęsy. Po raz pierwszy podobałam się sobie, bo naprawdę byłam ładna.
Ale dlaczego wszyscy chłopcy lecieli tylko na mój wygląd? A może lubili też mój charakter, nieco twardy, ale zabawny i żywiołowy?
Te idiotyczne pytania wciąż kłębiły mi się w głowie, ale na głos wypowiedziały je dopiero moje koleżanki pewnego wieczoru....
Leżałam na łóżku i głaskałam Arnolda., a Demelza czytała jakąś książkę w sąsiednim łóżku. I nagle do dormitorium wpadły Wiktoria i Natalia, dziwnie podniecone. Oderwałam wzrok od różowego pufka i otworzyłam usta, by zadać pytanie, ale one mnie uprzedziły.
-         Sprawdziłyśmy!- zawołała blondynka- Oboje się w tobie kochają!
-         Co?- spytałam, marszcząc brwi. Demelza też wpatrywała się w nie ze zdumieniem.
-         No Zabini i Colin!- odpowiedziała Natalia- Od jakiegoś czasu podejrzewałyśmy, że coś się święci i postanowiłyśmy to sprawdzić.
-         No i podsłuchałyśmy jak Zabini gada z jakimś zaufanym Ślizgonem o Millicencie Buldstrode, która kiedyś była jego dziewczyną. I on mówił, że ona już mu się nie podoba i że chciałby się z tobą umówić!- wyjaśniła Wiktoria.
-         A potem pytałyśmy Colina i on nam niechcący powiedział, że uważa, że jesteś bardzo ładna, więc pewnie też coś do ciebie czuje- uzupełniła Natalia. Patrzyłam na nie w osłupieniu, bo niby co miałam zrobić? Od dawna podejrzewałam, że tak jest, ale teraz usłyszałam to z ust świadków...
No i co teraz? Zabini’ego mam w nosie, ale Colin...To miły chłopak i nie chcę go zranić.
Dziewczyny patrzyły na mnie z uwagą, a ja zauważyłam że, że Demelza dziwnie posmutniała, ale nie zdążyłam się jej przyjrzeć, bo Wiktoria zapytała:
-         Jak ty to robisz, Ginny? Że oni wszyscy tak na ciebie lecą?
-         Nie wiem, ale zapewniam cię, że się o to nie prosiłam...
-         Tak czy siak, masz farta.
-         Niby dlaczego?
-         Bo zawróciłaś w głowie trzem chłopakom!- wytłumaczyła Natalia- My nawet jednego nie mamy.
-         To nie moja wina.
-         Przyjrzyjmy się jej- zaproponowała Wiktoria, podeszła do mnie i zaczęła dotykać moje włosy, uważnie mi się przyglądając- Masz ekstra włosy, może o to chodzi.
-         Hej!
-         No i dobrze latasz na miotle- wtrąciła się Natalia, też mnie obserwując.
-         Dziewczyny, zostawcie mnie!- zaprotestowałam, nieco zezłoszczona faktem, że oglądają mnie jak jakiś okaz zwierzęcia.
-         No dobra...-mruknęła Wiktoria- Masz łaskotki?
I nie czekając na odpowiedź, zaczęły mnie łaskotać w brzuch. Poczułam falę dreszczy i wymachiwałam rękami, by przestały, śmiejąc się przy tym.
-         Nie uciekaj, szczęściaro!- zawołała Natalia. Demelza po chwili do nas dołączyła i we czwórkę ganiałyśmy po dormitorium, podczas gdy krople deszczu bębniły o parapet.

Treningi Quidditcha były coraz ostrzejsze, bo pod koniec listopada mieliśmy zagrać z Puchonami. Harry porzucił swoją spokojną naturę i przywdział maskę wymagającego kapitana. Ćwiczyliśmy do upadłego, wykonując  różne manewry. Ponieważ Katie Bell została zaatakowana klątwą z naszyjnika, zabrano ją do szpitala i jej miejsce zajął Dean. Cieszyłam się z tego, bo lubiłam z nim przebywać i, o dziwno, wcale mnie nie dekoncentrował. Najgorzej szło Ronowi, bo miał zachwiania wiary w siebie i to głównie przez niego nasze treningi trwały tak długo. Często wracaliśmy umazani błotem, deszczem i potem i musieliśmy szybko brać prysznic. Mimo tego, było fajnie i nie żałowałam mojego zgłoszenia się na Ścigającego.
W ostatni dzień przed meczem trening trwał aż do samej kolacji. Harry wymęczył nas porządnie, a potem w szatni pochwalił, mówiąc, że znamy wszystkie manewry i że powinniśmy wygrać. Po cieniu na jego twarzy widziałam jednak, że się martwi i nawet wiedziałam o kogo. Ron bronił dobrze, do czasu aż na trybunach nie pojawią się widzowie(głównie Ślizgoni, którzy lubili go dręczyć). Wtedy zazwyczaj przepuszczał gole, bo miał problemy z nerwami. Wiedziałam o tym od dawna i miałam wielką nadzieję, że Harry coś wymyśli. To będzie mój drugi mecz( w zeszłym roku grałam jako Szukający i przegraliśmy) i chciałabym tym razem poznać smak zwycięstwa. Czułam, że reszta nowej drużyny myśli to samo.
Właśnie przebrałam się w normalne, suche ciuchy, gdy usłyszałam obok siebie szept Deana:
-         Możemy porozmawiać?
Obróciłam się i spojrzałam na niego.
-         Dobrze, ale o co...
-         Chodźcie, wychodzimy!- zadecydował Harry i musieliśmy opuścić szatnię. Przedarliśmy się przez mżawkę i weszliśmy do ciepłej Wielkiej Sali, zajmując miejsce przy stole Gryfonów. Przez cały czas zastanawiałam się, co ma mi do powiedzenia Dean.
Mój chłopak szybko skończył jeść, a kiedy i ja połknęłam ostatni kęs, wyszliśmy z Wielkiej Sali.
-         Gdzie idziemy?- spytałam- Do naszej wieży?
-         Nie, wolałbym...ustronne miejsce.
Przeszliśmy przez opustoszały korytarz i zatrzymaliśmy się za rogiem ściany, na której wisiał portret Grubej Damy. Oparłam się o parapet, obserwując Deana, na którego twarzy pojawiła się zawziętość.
-         Ginny, posłuchaj, chciałbym ci to powiedzieć przed meczem, na wypadek gdyby coś się stało, albo byśmy przegrali i trwała by żałoba...- zaczął, nie patrząc na mnie. Serce zabiło mi szybciej- Spędziliśmy ze sobą wiele czasu, przez kilka miesięcy jesteśmy już parą, a ja...Ilekroć na ciebie patrzę, boję się, że mnie zostawisz.
-         Co?- zdziwiłam się. Jego wzrok błądził po ścianie.
-         No bo ty jesteś bardzo atrakcyjna i pewnie wielu chłopakom się podobasz, więc...muszę ci powiedzieć, że...- spojrzał na mnie- jesteś dla mnie bardzo ważna. Chcę być tylko z tobą.
W pierwszej chwili poczułam szok i strach przed taką poważną deklaracją. Zależało mi na Deanie, ale moje uczucie nie było jeszcze tak mocne, by móc powiedzieć, że chcę być tylko z nim. A potem ogarnęła mnie radość i ciepło, bo Dean widzi we mnie kogoś niezwykłego. Zbliżyłam się i go pocałowałam. Przytulił mnie mocno, a ja poczułam zapach jego perfum.
-         Hej! Co tu się dzieje?!- usłyszałam rozgniewany głos za sobą. Odskoczyłam od Deana i ujrzałam Rona i Harry’ego, wracających z kolacji. Mój brat patrzył na chłopaka nieufnie.
Czułam się przyłapana na gorącym uczynku, choć nic złego nie zrobiłam.
-         O co ci chodzi?- warknęłam.
-         Powinnaś mieć trochę przyzwoitości i nie całować się gdzie popadnie!
-         Nikogo tu nie było, zanim nie przywlokłeś tu swoich czterech liter.
-         Ale to nie zmienia faktu, że...
-         Że co? Jestem już duża!
-         Akurat!
Dean i Harry wyglądali na zakłopotanych. W końcu mój chłopak uśmiechnął się
wymuszenie i powiedział:
-         To ja już pójdę. To jutra, Ginny.
I oddalił się pośpiesznie. Ron wciąż był wzburzony, ale i we mnie zapłonęła iskra gniewu.
-         Niech on cię lepiej nie dotyka- mruknął, patrząc za znikającym Deanem.
-         Odczep się od niego! To mój wybór i tobie nic do tego!
-         Jestem twoim bratem i...- namyślił się, po czym rzekł- Uważam, że jesteś niedyskretna. Chcesz się chwalić swoją zdobyczą.
-         Co takiego?!- no to teraz to mnie wkurzył- Co ty pleciesz, idioto?!
-         Nie mów do mnie tak! -widocznie Ron był nadal zły na to, że źle broni i chciał się na mnie wyżyć, bo wyciągnął różdżkę. Ja natychmiast zrobiłam to samo. Harry stanął między nami, rozkładając ręce.
-         Uspokójcie się!- zawołał. Rozgoryczona i zdenerwowana postanowiłam nie żałować sobie słów.
-         Wiesz na czym polega twój problem, Ron?! Że nie masz dziewczyny! Nigdy się nie całowałeś!- krzyknęłam mściwie, a oczy niespodziewanie mi zwilgotniały- Harry całował się z Chang! Hermiona z Krumem! A ty?!
Ron spiorunował mnie wzrokiem i chciał rzucić zaklęcie, ale Harry nadal stał między nami i nie mógł tego zrobić.
-         Przestańcie!- zawołał czarnowłosy chłopak i w tej samej chwili, gdy zamierzałam rozbroić Rona, dodał- Protęgo!
Między nami pojawiła się tarcza. Ron wciąż patrzył na mnie gniewnie.
-         Ty się po prostu boisz dziewczyn!- krzyknęłam, a tarcza zniekształciła nieco mój głos- Gdybyś wreszcie jakąś pocałował, nie wyżywał byś się na mnie!
Rzuciłam szybkie spojrzenia na Harry’ego, który miał zmieszaną minę. On też patrzył się na mnie, a w jego oczach dostrzegłam...dziwny smutek.
Obróciłam się na pięcie, idąc do Grubej Damy. Po podaniu hasła przeszłam przez dziurę, zła i urażona.
-         Wszystko w porządku?- zapytał Dean. Skinęłam nerwowo głową i wspięłam się po schodach. W dormitorium padłam na łóżko, starając się opanować gniew. Całe szczęście, że jeszcze nikogo nie było w sypialni.
Jak Ron mógł być takim dupkiem? Przyniósł mi wstyd w oczach Deana i Harry’ego. Czepia się nie wiadomo czego, bo jest zazdrosny...
No i ten żal w oczach Harry’ego...Dlaczego tak na mnie patrzył? Przecież jemu nic nie zrobiłam! Nie rozumiem ich.
Westchnęłam, wtulając się w poduszkę. Faceci są beznadziejni.