Mocniej nałożyłam na siebie czapkę, gdyż śnieg na błoniach prószył nieubłaganie. Kiedy doszłam z Demelzą do chatki Hagrida, miałam już całe sine usta. Niech to szlag, grudzień w tym roku był wyjątkowo mroźny!
- Czy moglibyśmy to zrobić w pana chatce?- zapytał Colin, dygocząc od stóp do głów. Hagrid się uśmiechnął.
- Przykro mi, jest was za dużo. Ale jak szybko się uwiniecie, to będziecie mogli wracać.
To się wszystkim bardzo podobało, więc z zapałem podeszliśmy do wskazanych przez profesora skrzyń. Udało mi się przecisnąć między dwoma Ślizgonami(niestety mieliśmy z nimi opiekę nad magicznymi stworzeniami) i zobaczyłam dość małe stworzonka, przypominające zwykłe jeże, widywane w lasach.
- To jeże!- zauważyła Wiktoria- One wcale nie są magiczne!
- To nie tylko jeże- poprawił ją Hagrid, a dużo osób zmarszczyło brwi- W tej skrzyni znajdują się zarówno szpiczaki jak i normalne jeże. Wyglądają podobnie, ale te pierwsze są nieufne i podejrzliwe...Aby je rozróżnić, musicie im podać miseczkę mleka. Jeże wypiją ją z ochotą, ale szpiczaki zaczną protestować. Tak...Teraz podzielimy się na pary. Każda para dostanie jedno takie stworzonko i będzie musiała stwierdzić które im się trafiło...Jak wszyscy skończą, chciałbym żebyście mi napisali o tym krótką notatkę...no wicie, żeby lepij zapamiętać.
Dało się słyszeć kilka westchnień, a potem rozmów, bo uczniowie dzielili się na pary. Ja zaczęłam szukać Demelzy i...znalazłam ją razem z Colinem. Hagrid właśnie dawał im miseczkę z mlekiem.
To było tak dziwne, że aż zapomniałam o gniewie. Colin i Demelza?
Wszyscy inni mieli już pary, więc powlokłam się na samym końcu, żałując, że nie ma ze mną Luny. Hagrid patrzył na mnie ze zdumieniem.
- Jesteś sama?
- No tak, bo...
- Millicento!- zawołał- Masz parę.
Millicenta Bulstrode, idąca z miseczką do skrzyni, skrzywiła się, obrzucając mnie chłodnym spojrzeniem.
- Nie ma mowy- wycedziła.
- Nie dyskutuj- poprosił Hagrid- Będziecie razem i już. Idź do niej, Ginny.
Opanowałam chęć krzyknięcia na niego i podeszłam do Millicenty, która włożyła rękawiczkę ze smoczej skóry i brutalnie wyciągnęła stworzonko ze skrzyni. Położyła je na śniegu i przytknęła mu miseczkę pod nos.
- Ostrożniej- syknęłam, bo naczynie omal nie zmiażdżyło jeżowi pyszczka.
- Wypchaj się, Weasley- odparowała, a ja wyczułam w jej głosie coś więcej niż zwykłą niechęć. Jakbym kiedyś jej coś zrobiła...Zresztą, widziałam to już wcześniej. Od jakiegoś czasu piorunowała mnie wzrokiem i umyślnie popychała(zawsze wtedy się jej odgryzałam się).O co jej właściwie chodzi?
- Pij, brzydalu- warknęła do jeża. Ten niepewnie powąchał zawartość naczynia, a ja zauważyłam, że jego kolce się wydłużają.
- To jest...- zaczęłam, ale Millicenta właśnie walnęła miseczką w nos zwierzęcia i ten najeżył się już całkowicie, a potem skoczył na jej kolana, wbijając w nie kolce.
- AUU!- krzyknęła, kładąc się na śniegu i machając nogami. Biedny szpiczak odleciał w tył i czmychnął między kamienie. Wszyscy gapili się na tę scenę.
- To musiał być szpiczak- oznajmił nam Hagrid i pomógł wstać Ślizgonce- Wystraszyłaś go.
- To był bydlak!- zawołała, masując sobie kolano.
- No dobrze, wracajcie do pracy. Kto skończył, może wracać- powiedział profesor z nieco zmieszaną miną i uczniowie zajęli się swoimi stworzonkami. Super, już widzę jakie będę moje notatki. Szpiczaki atakują głupie dziewczyny i...
- Co się gapisz, idiotko?- zapytała Millicenta, poprawiając sobie krótkie, czarne, włosy. Oddaliłyśmy się trochę od miejsca pracy.
- O co ci chodzi?!
Chciała mnie uderzyć, ale w porę się uchyliłam.
- Ja nie chcę Zabini’ego!- krzyknęłam, szukając różdżki w kieszeni kurtki- Nic do niego nie czuję, rozumiesz?!
- Nie wierzę ci. Densaugeo!
- Protęgo!
Moja tarcza odbiła zaklęcie, które miało mi wydłużyć zęby. Myśl, że chciała mnie oszpecić, zezłościła mnie.
- Zabini nie zerwał z tobą dla mnie. On po prostu miał cię dość!- zakpiłam. Oczy dziewczyny się zwęziły.
- Immobilus!- zawołała niespodziewanie.
- Pro...!
Nie dokończyłam formuły, bo nagle coś jakby we mnie uderzyło. Usłyszałam huk, ciało mi zdrętwiało i upadłam na zimny śnieg. Przez kilka sekund byłam unieruchomiona i zdezorientowana. Kiedy wreszcie mogłam się poruszyć, sylwetka Millicenty majaczyła się w dali, przy drzwiach zamku.
Wstałam i otrzepałam się z białego puchu. Czułam szok i poniżenie. Dałam jej się unieszkodliwić!
Usłyszałam za plecami głosy i zobaczyłam, że reszta uczniów ruszyła wydeptaną ścieżką ku Hogwartowi. Zebrałam się więc w sobie i prawie dobiegłam do wrót szkoły, potem przebiegłam przez korytarze, mając przemożną ochotę rozdarcia czegoś na strzępy. Kiedy weszłam do pokoju wspólnego, przed oczami wciąż miałam prosiakowatą twarz Millicenty...
- Ginny, halo!
Spojrzałam na wołającą Hermionę. Ona, Harry i Ron siedzieli przy jednym ze stolików(Hermiona w sporym oddaleniu od Rona).
- Co się stało?- warknęłam.
- Y...- zmieszała się nieco- Masz zaproszenie.
Wzięłam ze stołu wskazaną kartkę i przeczytałam ją.
Droga panno Weasley
Mam przyjemność zaprosić pannę na Bal Gwiazdkowy dla uczestników Klubu Ślimaka. Przyjęcie odbędzie się 22 grudnia o godzinie siódmej w sali eliksirów. Do tego czasu powinna panna znaleźć sobie jakąś parę, z Klubu lub z poza niego.
Pozdrawiam
Profesor Slughorn
Suuper. Po prostu marzę o jakimś głupim balu.
- Z kim idziecie?- rzuciłam, ściągając z siebie mokrą kurtkę.
- Ja chyba z McLaggenem- powiedziała Hermiona, trzepocząc rzęsami. Ron wytrzeszczył oczy.
- Co? Z nim?!
- No tak. Zaprosił mnie dzisiaj. Myślę, że będzie super- dodała z podłym uśmieszkiem. Westchnęłam w duchu, wiedząc, że tym sposobem chciała się zemścić na moim bracie i zwróciłam się ku Harry’emu.
- A ty?
- Nie wiem- wzruszył ramionami. Nie wyglądał na zadowolonego z zaproszenia- Z Cho na pewno nie pójdę...A ty, Ginny? Może...
- Ja pójdę z Deanem- odparłam szybko, znów zarabiając to dziwne, pełne żalu spojrzenie- To cześć.
Odwróciłam się i poszłam do dormitorium, ciesząc się, że Millicenta nigdy nie dostanie takiego zaproszenia.
Przez najbliższe dwa dni nie miałam okazji dać nauczki Millicencie, choć na lekcjach miażdżyłam ją wzrokiem. Dopiero w czwartek, po transmutacji, nadarzyła się okazja. Gdy wracałam z lekcji podszedł do mnie Zabini z tym swoim aroganckim uśmiechem.
- Cześć, Weasley- rzucił i wysunął się przede mnie. Spojrzałam na niego wyzywająco.- Dostałaś zaproszenie na Bal?
- Tak. A ty nie?- zażartowałam. Jego uśmiech wcale nie zbladł.
- Dostałem. I widzisz...co do tej pary...może poszłabyś ze mną?
- Co? Nigdy!
Próbowałam go wyminąć, ale uniemożliwił mi to.
- To wielki zaszczyt dla ciebie...Powinnaś skorzystać.
Przez sekundę pomyślałam nad zgodą. Mogłabym dopiec Millicencie, ale...Po pierwsze, nie mogę być taka żałosna. Po drugie, nie bawiłabym się z nim dobrze. A po trzecie, zaprosiłam już Deana.
- Nie.
- Dlaczego?- w ciemnych oczach pojawiła się frustracja.
- Bo już z kimś idę.
- Z tym pajacem Thomasem? A może z Potterem?
- Nic ci do tego!
Gdy próbowałam się ruszyć, chwycił mnie za nadgarstki i popchnął na ścianę. Teraz nasze twarze były bardzo blisko, a w jego oczach dostrzegłam pożądanie.
- Zgódź się, bo pożałujesz- zagroził. Szarpnęłam się bezskutecznie.
- Nie pójdę z kimś takim jak ty!
- Jesteś taka uparta...- Zabini pochylił się i musnął wargami moje usta. Owładnął mną dziwny chłód .Tego było za wiele!
Odepchnęłam go, czując się znieważona. Przeklinałam teraz wszystkich Ślizgonów.
- Nie dotykaj mnie, idioto!- krzyknęłam- Nie chcę z tobą tam pójść, rozumiesz?! Nie pasujemy do siebie! Nigdy nie będziemy razem!
Teraz jego oczy zrobiły się całkowicie czarne i przez chwilę się go wystraszyłam.
- Dobrze- szepnął- Nie zasługujesz na mnie, zdrajczyni krwi.
- Możesz mówić co chcesz, bylebyś się ode mnie odczepił.
Obróciłam się, chcąc odejść jak najdalej od niego. I wtedy zawołał za mną:
Puściłam się biegiem, ale jego słowa odcisnęły na moim sercu piętno. Harry nigdy się ze mną nie umówi...Nigdy...Ma już inną...
Mknęłam przez ciemne korytarze, mijając ludzi i obrazy. Kiedy się wreszcie zatrzymałam, miałam łzy w oczach. Zabini miał co do tego rację. Harry nigdy nie będzie mój...
Ale dlaczego miałby być? Przecież już go nie kocham. Prawda?
Super :)
OdpowiedzUsuńJulii.