Pierwszy tydzień w Hogwarcie minął całkiem spokojnie, choć nauczyciele zadawali o wiele dłuższe prace domowe niż w zeszłym roku. Starałam się tak rozdzielić rozkład dnia, by mieć czas na naukę i dla moich koleżanek i kolegów. Dopiero teraz zobaczyłam, jak wiele osób mnie lubi. Luna, Harry, Ron i Hermiona byli moimi stałymi przyjaciółmi, ale teraz jeszcze spędzałam popołudnia z moim chłopakiem, Deanem, z Demelzą, która opowiadała, że też chciałaby być w drużynie Quidditcha i czasem jeszcze rozmawiałam z Neville’m, czy moimi współlokatorkami. Byłam więc trochę zabiegana, ale cieszyło mnie to. Kiedy zaczynałam tu naukę, miałam tylko Hermionę.
Pewnego ciepłego, wrześniowego dnia siedziałyśmy razem na błoniach i przepytywałyśmy się z zielarstwa, kiedy nagle Hermiona zaczęła zachowywać się dziwnie.
- Co robią Pykopstrąki?- spytałam, ale ona nie odpowiedziała- Hej, słyszysz mnie?!
- C-co?
- Pykopstrąki- powtórzyłam, podążając za jej wzrokiem. Pod drzewem, nieopodal nas, siedzieli Harry i Ron, którzy też się do czegoś uczyli.
- Są uporczywe. Gdy je trzymasz, wyskakują z ręki, a kiedy wyciskasz, wydają ciche pyknięcie- odpowiedziała szybko Hermiona, ale za późno. Zrozumiałam, o co chodzi.
- Jak tam ty i Ron?- zapytałam cicho. Policzki mojej przyjaciółki poróżowiały.
- Nie wiem. Nic. On traktuje mnie jak przyjaciółkę...I w dodatku ta Lavender Brown się do niego dowalała w pociągu...
- Hm- dobrze wiedziałam, co znaczy nieodwzajemniona miłość i postanowiłam pomóc Hermionie tego uniknąć- Mogę go zapytać.
- O co?
- Co sądzi o tobie. Może mi powie.
- Och, no nie wiem...- zerknęła na niego jeszcze raz i skinęła głową- No dobra, ale po prostu go zapytaj, nie mów, co ja czuję.
- Jasne.
Po kolacji nadarzyła się dobra okazja. Hermiona(chyba celowo) zajęła Harry’ego, tłumacząc mu jakieś zadanie przy sąsiednim stoliku, więc ja usiadłam przy Ronie.
- Cześć, siostra- mruknął, zamykając podręcznik do transmutacji- Uff, nigdy tego nie skapuję. Transmutacja ludzi to czarna magia!
- Może Hermiona ci pomoże.
- Taa, na to właśnie liczę.
- Dobrze, że jest taka mądra.
- No. Ja nie wiem, skąd ona tyle wie i jak jej się udaje to zapamiętać. Niezła jest.
- Niezła?- pochwyciłam niewinne, udając się, że zapisuje coś w swoim Senniku.
- No tak. W sensie, że taka mądra i sprytna.
- Bardzo ją lubisz, prawda?
- Tak, to moja najlepsza przyjaciółka, zaraz po Harry’m, ale...o co ci chodzi, Ginny?
- O nic. Po prostu jestem ciekawa, co o niej myślisz.
- Coś sugerujesz?
- Nie- nabazgrałam jakieś przypadkowe litery w Senniku.
- Hej, ty coś wiesz!- pochylił się nade mną- Hermiona coś ci mówiła o mnie? Ginny!
Już otworzyłam usta, by powiedzieć ,,nieważne’’, gdy przed nami stanął Colin.
- Cześć!- zawołał ze swoim niegasnącym optymizmem.
- Cześć. Co się stało?- dziwne, zarumienił się, gdy na niego spojrzałam.
- Profesor Slughorn kazał mi to przekazać- wręczył mi jakiś list- Gdzie Harry? I Hermiona Granger?
- Tam- pokazał Ron i Colin podszedł do moich przyjaciół, pogrążonych w rozmowie, dając im ten sam list. Ja rozwinęłam swój, rad, że coś przerwało moje przesłuchanie.
- Co to?- dopytywał się mój brat, starając się zobaczyć litery na papierze.
- Zaproszenie. Po kolacji mam przyjść do gabinetu Slughorna- przeczytałam- Suuuper.
- Czemu ja tego nie dostałem?
Popatrzyłam na niego, współczując mu. No tak, on raczej nie był utalentowany w eliksirach ani urokach, a nasza rodzina nie była nikim ważnym. Wzruszyłam więc tylko ramionami.
Po kolacji poszłam z Hermioną do gabinetu profesora. Okazało się, że Harry nie mógł przyjść, bo miał jakieś spotkanie z Dumbledore’m.
Kiedy weszłyśmy do środka, zobaczyłyśmy stół pełen smakołyków, przy którym siedzieli uczniowie. Kątem oka zauważyłam, że Zabini uśmiecha się do mnie, gdy siadałam.
- A gdzie jest Harry?- spytał Slughron.
- Nie mógł przyjść- wyjaśniła Hermiona, którą profesor też zaprosił, bo miała bardzo dużą wiedzę. Nauczyciel zrobił zawiedzioną minę, ale szybko się opanował i zaczął temat o naszych rodzinach. Ze znudzeniem słuchałam, jak McLaggen opowiada o tym, jak spędził ferie z rodzicami i ministrem, jak Zabini wyjaśnia, że jego matka słynie z piękności i że miała już siedmiu mężów i jak biedny Neville mówi to co wie, o torturowaniu swoich rodziców. Potem Hermiona bełkotała coś o jej mamie i tacie, którzy są dentystami i wreszcie przyszła kolej na mnie. Widziałam, że Zabini patrzy się na mnie intensywnie.
- Mój tata pracuje w ministerstwie w Biurze Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli- powiedziałam, starając się, by w moim głosie zabrzmiała duma- Mam sześciu braci, a ja jestem jedyną córką.
- Słyszałem, że mieszkasz gdzieś na farmie, tak?- zapytał Slughorn.
- Właściwie tak. Ale fajnie tam jest, w lato mamy dużo przestrzeni do zabawy.
- Rozumiem....- zawahał się, a potem dodał- Czy panna Weasley, albo panna Granger jest dziewczyną Harry’ego?
Zatkało mnie i omal nie spiorunowałam go wzrokiem. Co mu do tego? Powiedział to tak przy wszystkich! Co za idiota!
Hermiona pokręciła głową, wyraźnie zmieszana.
- Nie, proszę pana- oznajmiła- Harry nie ma dziewczyny.
- Och, to szkoda. Taki wspaniały chłopiec...No dobrze, panno Bell, może teraz pani coś opowie o sobie.
Katie Bell zaczęła mówić o swojej rodzinie, ale nie docierały do mnie te słowa. W uszach wciąż dźwięczało mi pytanie Slughorna...Co by było, gdybym mogła odpowiedzieć ,,tak’’? Że to ja jestem jego dziewczyną? Jakie to by było uczucie...?
Daj spokój, Ginny!- upomniałam się- Przecież skończyłaś z nim! To tylko twój przyjaciel!
Przywołałam w myślach obraz Deana, jego ciemnych włosów, czekoladowych oczu i ciepła, gdy mnie przytulał....
Kiedy skończyło się spotkanie, zignorowałam zaczepne pożegnanie Zabini’ego i dogoniłam Hermionę.
- Jak ci się podobało?- spytała.
- Nudy. Widziałaś jak interesował się Harry’m? On ma na jego punkcie jakąś obsesję!
- Zauważyłam. Ale z tą dziewczyną to już przesadził!- ściszyła głos- Pytałaś się Rona?
- Tak, ale trudno od niego coś wyciągnąć. Uważa, że jesteś mądra, miła i bardzo cię lubi, ale nie wiem czy odwzajemnia twoje uczucie...
- Och, chciałabym...- powiedziała Hermiona rozmarzonym głosem, poprawiając brązowe loki, a ja uśmiechnęłam się do niej. Nasze kroki niosły się echem po korytarzu....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz