sobota, 27 sierpnia 2011

Bramy się otwierają

Obróciłam się, czując swoje bijące serce i zobaczyłam starego, pulchnego mężczyznę z wąsami morsa, który stał tuż przy drzwiach do przedziału. W jego ciemnych oczach nie dostrzegłam jednak złości, tylko...zaintrygowanie.
-         To był Upiorogacek, prawda?- zapytał. Kiwnęłam głową.
-         Tak...proszę pana.
-         No, naprawdę niezły. Ile masz lat, moja droga?
-         Piętnaście. 
-         Taka młoda i takie rzuca uroki....Hm, chodź za mną.
-         Ale...
-         Jestem waszym nowym nauczycielem i organizuję pewną grupę utalentowanych osób. Myślę, że powinnaś w niej uczestniczyć.
-         Ja....- spojrzałam się na moich towarzyszy, którzy wyglądali na tak zdumionych jak ja. Dean lekko się do mnie uśmiechnął- No dobrze.
-         Świetnie, zapraszam.
Poszłam za jego pulchnym ciałem do jakiegoś z przedziałów. Siedziało już tam kilka osób. Na ich twarzach malowało się zaskoczenie i ciekawość. Rozpoznałam w jednym z nich Ślizgona Zabini’ego i usiadłam jak najdalej niego. Po chwili, ku mojemu zdziwieniu, pojawili się także Harry i Neville. Ten pierwszy napotkał mój wzrok i wzruszył bezradnie ramionami.
-         Witajcie. Jestem profesor Slughorn- przywitał się starzec- Zaprosiłem was tu, bo organizuję, tak jak kiedyś, Klub Ślimaka, do którego uczęszczają utalentowani uczniowie.
Zastanawiałam się, skąd on może wiedzieć, że jesteśmy utalentowani, ale szybko zrozumiałam, że w przedziale zebrali się potomkowie sławnych osób lub dawnych przyjaciół Slughorona. Na przykład Blaise Zabini, który był bardzo bogaty, Neville, którego rodzice byli aurorami, McLaggen, którego rodzina przyjaźniła się z ministrem, no i sam Harry, który wiadomo co zrobił. Dziwne tylko, że nie ma tu Malfoya, ale w końcu jego ojciec trafił do Azkabanu.
No i na końcu ja. Super, zobaczył mój jeden urok i już mnie wyróżnił...A ja tego nie chciałam. Po co mi to? Nie interesuje mnie podlizywanie się jakiemuś starcowi...
Slughorn przedstawił nas sobie(jakbyśmy się nie znali!) i opowiedział, że będzie w ciągu roku organizował różne spotkania(już się cieszę).
Potem zaczął dręczyć Harry’ego na temat jego przygód. Przykro mi było patrzeć, jak biedy chłopak usiłuje to wszystko tłumaczyć profesorowi, ale tak, by nie dowiedział się, co dokładnie zdarzyło się w zeszył roku w Ministerstwie. Niezbyt dobrze mu to szło i kiedy Slughorn go naciskał coraz mocniej, postanowiłam mu pomóc.
-         ...No, ale widziałaś Sam-Wiesz- Kogo, tak, drogi chłopcze? Dubledore mówił...
-         Wspomniał pan, że przyjaźnił się pan z naszym dyrektorem- wtrąciłam, siląc się na uprzejmość- Może pan się go po prostu zapyta? Dla Harry’ego to naprawdę nie jest przyjemne, powtarzać to w kółko każdemu zaciekawionemu....
-         Och, no tak- przyznał Slughorn, nieco zdumiony moją obroną. Za jego ramieniem zobaczyłam, że Harry uśmiecha się z wdzięcznością- Panienka...?
-         Weasley. Ginny Weasley.
-         Weasley?! Ty też brałaś w tym udział, wymienili twoje nazwisko w Proroku!- popatrzył na mnie wyczekująco, a ja starałam się zrobić obojętny wyraz twarzy.
-         Tak, ja też pomagałam Harry’emu. Było niebezpiecznie i strasznie, jeśli o to panu chodzi.
-         No, ale...
-         Zwichnęłam sobie kostkę, a potem zemdlałam, więc nie pamiętam tego do końca. Wszystko widzę takie rozmazane. To przecież był dla mnie szok.
-         Faktycznie, masz rację, moja droga- chyba sobie odpuścił, bo powiedział jeszcze kilka słów o Klubie Ślimaka i pozwolił nam odejść. Wychodząc, natknęłam się na Harry’ego.
-         Dzięki- mruknął.
-         Nie ma sprawy.
-         Jak się tu dostałaś?
-         Rzuciłam Upiorogacka na Smitha- wytrzeszczył oczy- Taak i on uznał, że jestem utalentowana.
Uśmiechnęłam się do niego i wróciłam do swojego przedziału, gdzie musiałam opowiedzieć wszystkim, co się działo przez najbliższą godzinę.
W tym czasie pociąg mknął przez lasy, a słońce zaczynało zachodzić za pagórki.
Kiedy ostanie promienie wpadały przez okno, wyprosiłyśmy na chwilę chłopców, by móc się przebrać w szkolne szaty. Czułam się trochę głupio, gdy ubierałam na siebie nieco stare i podarte przy rękawie ubranie i widząc nowiutkie stroje bliźniaczek. Westchnęłam w duchu, marząc, by kiedyś mieć dużo pieniędzy i kupować, co mi się podoba.
Potem wyszłyśmy my i chłopcy się przebrali. Kiedy i oni skończyli, pociąg się zatrzymał. Wzięliśmy swoje kufry, a mój pufek zapiszczał w małej klatce, przypiętej do torby.
-         Jeszcze trochę, Arnold- szepnęłam i ruszyłam z lawiną uczniów do wyjścia. Tam wyszliśmy na rześkie, nocne powietrze. W dali majaczył się zarys zamku.
-         Daj, pomogę ci- powiedział Dean i chwycił uchwyt mojego kufra. Poradziłabym sobie, ale skoro nalegał....
-         Dzięki.
Szukałam w tłumie kogoś znajomego i zobaczyłam Rona i Hermionę, ale nie było z nimi Harry’ego. Nie mogłam się jednak zacząć niepokoić , gdyż weszliśmy na powozy(ciągnięte przez testrale!) i pojechaliśmy do zamku.
Potem przeszliśmy przez dębowe drzwi i znaleźliśmy się w Sali Wejściowej. Położyliśmy kufry przy ścianie, gdzie deportowano je do naszych dormitoriów i weszliśmy do Wielkiej Sali. Cztery stoły były już przystrojone, a na sklepieniu w górze migotały gwiazdy. Usiadłam z Deanem przy stole Gryfonów, a pomieszczenie zaczęło się napełniać uczniami.
Naprzeciwko mnie siedzieli Ron i Hermiona.
-         Gdzie jest Harry?- spytałam bez zastanowienia.
-         Właśnie nie wiemy!- pisnęła Hermiona. Minę miała wystraszoną- Nie wrócił od tego spotkania...
-         Nie panikuj, może gada z Hagridem- wtrącił się Ron.
-         Taa, akurat. Może zaatakowali go śmierciożercy i teraz jest ranny,  ale ciebie to nie obchodzi!
-         Wyluzuj, kobieto!
Oderwałam od nich wzrok. Drzwi zamknęły się za ostatnim uczniem i nie było śladu Harry’ego. Zaczęłam się trochę bać.
Rozpoczęła się Ceremonia Przydziału. Gdy ostanie dziecko siedziało z tiarą na głowie, do sali wszedł Harry. Miał zakrwawiony nos i wyglądał na zezłoszczonego.
-         Harry? Co ci jest?!- zapytała Hermiona, gdy usiadł z nami.
-         Później- mruknął, patrząc posępnie na talerz.
Dumbledore powstał i przemówił, apelując o współpracę domów i o przestrzeganie ostrożności. Potem odbyła się wspaniała uczta, po której czułam się szczęśliwa i senna. Wstaliśmy od stołów i ruszyliśmy do swoich domów. Podaliśmy Grubej Damie hasło i weszliśmy do pokoju wspólnego. Nic się nie zmienił od zeszłego roku i ogarnęło mnie cudowne uczucie wzruszenia. Co prawda chciałam posłuchać Harry’ego, ale nie miałam już siły, więc pożegnałam się z Deanem, wspięłam się do góry i weszłam do mojego dormitorium. Kufer stał przy łóżku.
-         Cześć, Ginny- powitała mnie dziewczyna z mahoniowymi włosami, Demelza Robins, z którą dzieliłam sypialnię.
-         Cześć. Fajnie było na wakacjach?
-         O tak, byłam nad morzem i....
Ale ja jej nie słuchałam. Ściągnęłam z siebie szatę, przebrałam się w wiśniową koszulę nocną i położyłam się na łóżku.
-         Hej, dziewczyny!- w pokoju pojawiły się Wiktoria Frobisher i Natalia McDonald. Ta pierwsza była gadatliwą blondynką, a ta druga spokojną osobą o jasnorudych włosach.
-         Cześć!- zawołała Demelza ze swojego łóżka. Ja nie miałam siły odpowiadać. Naciągnęłam na siebie szkarłatną kołdrę i zamknęłam oczy. 
-         Ginny już śpi?- zapytała cicho Natalia.
-         Chyba tak. Nie budźmy jej- powiedziała Demelza.
-         Ja też zaraz padnę- oświadczyła Wiktoria. Reszty słów nie usłyszałam, bo zasnęłam, śniąc o locie nad jeziorem.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz