sobota, 14 stycznia 2012

Smutne Święta

Patrzyłam w okno, za którym szybko przesuwały się łąki, pokryte śniegiem. Szare niebo dziwnie kontrastowało z białym puchem.
- Pół roku za nami- mruknęła Luna, przerywając ciszę w naszym przedziale. Neville się uśmiechnął.
- Bardzo obfite pół roku- zauważył. Skinęłam głową. 
- Po Świętach musimy znów zrobić coś z Gwardią Dumledore'a. Niech nie myślą, że jedna kara wystarczy, by nas sobie podporządkować!
- Zgoda, ale najpierw trzeba obmy
śleć dobry plan- chłopak mrugnął do nas, przypominając mi porażkę z mieczem Gryffindora. Nie chciałam z tego powtórki, więc tym razem musiałam zaplanować coś mądrego. 
- Zauważyliście, że Snape zachowuje się jakoś inaczej?- nagle wpadło mi do głowy to pytanie i postanowiłam je wypowiedzieć. Nurtujące sprawy najlepiej omówić.
Moi przyjaciele zrobili zdziwione miny. 
- To znaczy?- zapytała Luna.
- No, nie jest taki wredny. Zawsze myślałam, że on jako pierwszy chce się nas zabić, ale nie ukarał nas klątwą, a nawet nie wyrzucił ze szkoły. Dziwne, nie?
- Moim zdaniem po prostu boi się, że po którymś Cructiatusie, rzuconym na nas, Zakon przystąpi do działania- wyjaśnił Neville. Chciałam zaprzeczyć, ale się powstrzymałam. Chłopak miał rację. Jak mogłam myśleć, że w Snape'ie jest coś dobrego?
Wyjęłam z torby fasolki i zaczęłam je przegryzać z zamyśloną miną.

Gdy pociąg dojechał do stacji, pożegnałam się ciepło z Luną i Neville'm, życząc im wesołych Świąt i ruszyłam z moimi rodzicami. Znów jechaliśmy samochodem z Ministerstwa. Widocznie tata zapewinił nam ochronę.
Dopiero w domu mama pozwoliła sobie na czułości, ściskając mnie i całując jak szalona.
- Och, Ginny, jak to dobrze,  że nic ci nie jest!- zawołała przez łzy.
- Mamo!- upomniałam się i w końcu mnie puściła. 
- Przepraszam, po prostu tęskniłam.
- Ja za wami też.
Przyjrzała mi się dokładnie i nagle jej oczy się zwęziły. Dotknęła mojego siniaka na skroni, który zarobiłam ostatniego dnia szkoły.
 - Co to jest?
- Uderzyłam się o kant stołu- skłamałam.
- A te zadrapania?- podciągnęła mi rękaw swetra i odsloniła kilka szram. Były one pamiątką po jednym zaklęciu Amycusa.
- To nic- wyjąkałam.
 - Jak to nic?! Ginny, czy ci  śmierciożercy to zrobili? Mów!
Nie chciałam dłużej kłamać, bo prawda i tak się wyda. Przecież byłam dumna ze swojego oporu.
 - Tak, to oni- wyznałam. W oczach mamy zabłysł strach. 
- Dlaczego? To przez to, że ja i tata jesteśmy w Zakonie?
- Nie. Po prostu się stawiałam, a oni tego nie tolerują. 
- Ginny!
- Mamo, jakbyś ich słyszała to też byś nie wytrzymała.
- Ale oni mogli cię zabić!
- Jestem już prawie dorosła, w czerwcu kończę siedemnaście lat, mogę robić, co chcę!
Mama patrzyła chwilę na mnie z niezdecydowaniem, a potem pokręciła głową. 
- Nie wracasz po Świętach do Hogwartu- szepnęła. Wytrzeszczyłam oczy, nie wierząc w te słowa.
- Co? Nie ma mowy!
- Tak, Ginny, ponieważ nie chcę, żeby coś ci się stało!
- Czy wy wszyscy myślicie, że mam pięć lat?- oburzyłam się, a w moim spojrzeniu zapłonął ogień- Halo, czy widzicie, że jestem już duża?! Moi bracia i ty możecie nadstawiać karku, ale ja nie?!
- Bo jesteś najmłodsza...
- Mamo, do cholery, mam dość bycia delikatną dziewczynką! Ja też chcę walczyć, chcę pomóc! Zrozum to i nie przeszkadzaj mi!
Obróciłam się na pięcie i skierowałam swoje kroki ku górze. Byłam wzburzona. 
- Ginevro, wracaj!- usłyszałam jeszcze mamę, ale tylko trzasnęłam drzwiami pokoju, zamykając się w nim. Nie żałowałam swoich słów. Wrócę do Hogwartu, do moich przyjaciół i GD. Choćmym miała tam pojechać na gnomie ogrodowym.


Resztę dnia przesiedziałam w pokoju, ale następnego ranka wyszłam z niego, by pomóc w przygotowaniach do Wigilii. Nie odzywałam się do mamy, to ona miała mi powiedzieć, że się myliła. W milczeniu sprzątnęłam pokoje moich braci, pomogłam bliźniakom stroić choinkę i doprowadziłam salon do porządku. Wieczorem przebrałam się w ładną, czerwoną sukienkę i zeszłam na dół, starając się nie myśleć o fakcie, że dokładnie rok temu w Norze świętowałam z Harry'm. 
Przy stole zgromadziła się cała moja rodzina, prócz Rona i Percy'ego, Fleur, Lupin i Tonks. Ta ostatnia miała pokaźny brzuch i zastanawiałam się, kiedy urodzi.
Poczęstowaliśmy się opłatkami, przy czym pogodziłam się z mamą, a potem zaczęliśmy jeść pyszne potrawy. Atmosfera nie była tak wesoła jak kiedyś, ale cieszyłam się, że tu jestem. Chciałam, by śpiew kolęd i radosne uśmiechy na twarzach moich towarzyszy nigdy nie gasły.
W końcu jednak poszłam spać, a zamykając powieki, zastanawiałam się nad jednym. Gdzie teraz jest Harry? Jak świętuje Wigilię? Czy też myśli o mnie?
Ranek nie przysniósł mi tyle radości, co zawsze. Zeszłam do salonu, otworzyłam prezenty i uśmiechałam się, choć nie do końca szczerze. W paczkach do mnie były różne czekoladki, słodycze, sweter od mamy, kolejną książkę od Lupina i Tonks...Starałam się z tego cieszyć. Przecież nie wiadomo, czy dożyję następnych Świąt.

Ferie Świąteczne jak szybko się zaczęły tak szybko skończyły. Ani się obejrzałam, a już siedziałam w pociągu, obok Neville'a i Luny. Mama po namowie się zgodziła, bym jednak wróciła do szkoły. Ale miałam ją informować o wszystkich karach przez listy. Cudownie.

Pociąg ruszył, a my zaczęliśmy sobie opowiadać jak spędziliśmy Święta i jakie dostaliśmy prezenty. Podróż mijała przyjemnie do czasu, gdy pojazd nie zatrzymał się niespodziewanie. Zmarszczyłam brwi, rozglądając się dookoła.
 - O co chodzi?- zastanawiał się Neville. Chciałam powiedzieć, że może to znowu dementorzy, ale nagle drzwi naszego przedziału rozsunęły się i stanął w nich jakiś mężyczna w czarnym płaszczu. Miałam złe przeczucie, dlatego zaraz wyciągnęłam różdżkę.
On jednak nie patrzył na mnie, tylko na Lunę, której błękitne oczy zrobiły się dwa razy większe.
 - Luna Lovegood?- zapytał przybysz zimnym głosem. Blondynka skinęła sztywno głową.
-  Coś się stało?
 - Idziesz ze mną.
 - Nie ma mowy!- wtrąciłam się, celując w niego różdżką. Neville zrobił to samo, a śmierciożerca się roześmiał. I wtem ku mnie pomknęło niebieskie światło. Uchyliłam się w ostatniej chwili, a zaklęcie trafiło w okno. Kawałeczki szkła poleciały prosto w moje rude włosy.
 - Drętwota!- usłyszałam głos Neville'a, ale mężczyzna odparł atak i rzucił kolejny czar niewerbalny. Chłopak krzyknął i znieruchomiał.
 - Niech mnie pan puści!- zawołał dziewczęcy głos.
 - Idziesz ze mną. I przestań się wyrywać, bo dostaniesz klątwą.
 - Luna!- wyjkałam i udało mi się podnieść z podłogi. Wybiegłam w przedziału, kierując się do wyjścia. Serce biło mi jak oszalałe, nie potrafiłam normalnie myśleć.
 Drzwi pociągu były otwarte i widziałam przez nie jak śmierciożerca ciągnie blondynkę jak najdalej od torów.
 - Drętwota!- krzyknęłam, jednak za późno. W tym samym momencie deportowali się i moje zaklęcie trafiło w powietrze. Z przerażeniem patrzyłam się na puste miejsce, gdzie przed chwilą jeszcze stała Luna, ignorując ciekawskie spojrzenia uczniów.
 - Ginny- Demelza położyła mi dłoń na ramieniu i zaprowadziła do mojego przedziału. Tam wspólnymi siłami odczarowałyśmy Neville'a, który też wyglądał na wstrząśniętego. - Gdzie Luna?- zapytał szybko. Spuściłam wzrok, czując palące łzy w oczach.
- Porwali ją.

 ***


Tekst trochę smutny, ale nawet mi się podoba, choć myślę,  że jest trochę niedociągnięć. Szkoda, że nie zdążyłam z nim na Święta, ale cóż, trudno.
I mam nadzieję, że się domyślacie, dlaczego porwano Lunę. Było o tym w książce;)
Niedawno zdałam sobie sprawę, że pisanie o Ginny sprawia mi wielką przyjemność, więc notki po wielkiej bitwie powinny się pojawić :)
Pozdrawiam was wszystkich w Nowym Roku!