poniedziałek, 21 listopada 2011

Zmiany

Przez następne dni zrozumiałam, że sprawa jest poważniejsza niż myślałam, a Hogwart zaczyna się zmieniać. Dałabym wiele, aby znów siedzieć beztrosko w jego murach, ucząc się tych wszystkich niezwykłych rzeczy i martwić się tylko o to, co o mnie uważa Harry. Chciałam znów być małą dziewczynką, nie podobał mi się ten świat- zimny, twardy i pełen zła. Ale nie mogłam nic poradzić. Te chwile dzieciństwa przeminęły bezpowrotnie, a ja musiałam się zmierzyć z problemami. Nawet za wysoką cenę.
Carrowowie byli okropni i powoli zaczynali przejmować władzę nad zamkiem. Musieliśmy żyć według ich zasad. Oczywiście było troje śmiałków, którzy przeciwstawiali się im. Ja, Neville i Luna stanowiliśmy jakby małą grupkę oporu. W jej ramach odmawialiśmy rzucania klątw na drugą osobę na czarnej magii i wtrącaliśmy się na mugolotępieniu. Tak teraz nazywałam te lekcje, bo z pewnością odbiegały one od tego, czym powinny być. Amycus mówił nam o czarnoksięskich zaklęciach, a Alecto uczyła nas nienawiści do mugoli i szlam.
Za nasz bunt dostawaliśmy kary, jakimi były tortury różnymi klątwami. Na początku bałam się tego, bo aż za dobrze pamiętałam krew, rozmazującą się na mojej twarzy podczas pierwszych zajęć z Amycusem. Ale przyzwyczaiłam się, a nawet polubiłam to. Dobrze jest cierpieć za słuszną sprawę i dawać nadzieję zlęknionym sercom.
Ból…czym właściwie jest? Czy naprawdę jest tak trudny? Fizyczny jest niczym. Chwilową udręką, gdzie można zacisnąć usta i dzielnie unieść brodę. Ale ten psychiczny? Ten, który czujemy w sobie? To prawdziwy problem. Tęsknota, troska o ukochane osoby…To tortury godne łez. I właśnie je przeżywałam najczęściej. Martwiłam się o moją rodzinę, o rodziców, którzy działali dla Zakonu, o braci, którzy im pomagali, o Rona, który uciekł bez wieści i o Harry’ego, który był Niepożądanym Numer 1. Ministerstwo, Voldemort, śmierciożercy, wszyscy go szukali, tak wielu pragnęło jego śmierci…

Nie mogłam ukryć szoku, jakiego doznałam, gdy pewnego dnia Alecto Carrow przyszła do pokoju wspólnego Gryfonów i zawiesiła na ścianie wielki plakat Harry’ego z podpisem Niepożądany Numer 1. Miałam wrażenie, że ta wiedźma zerknęła na mnie drwiąco, nim wyszła. Miała niestety rację, myśląc, że mnie to dobije. Patrzyłam przez kilka minut na plakat. Do czego to już doszło? By w wieży sprzymierzeńców Pottera zawieszać informację o nagrodzie za jego schwytanie? Zrobiłam krok w stronę ściany, ale powstrzymały mnie czyjeś ręce.
- Ginny, opanuj się! Oni tylko czekają na znak, że jesteś przeciwko nim- powiedział ze smutkiem Neville.
- Małpa, idiotka, zdzira…- przeklinałam Alecto, posłusznie dając się posadzić przyjacielowi na kanapie. Dużo osób obserwowało to zdarzenie. W pokoju zapanował ponury nastrój.
- Neville, to tutaj nie będzie wisieć!- oznajmiłam przez łzy. Po moim trupie…
- Czyli, że chcesz skazać siebie na gorszy los niż tortury? Przeciwstawianie się Carrowom to jedno, a popieranie Harry’ego to drugie.
- Myślałam, że właśnie to robimy.
Neville westchnął. Żal nie znikał z jego twarzy.
- Robimy, ale nie możemy dać im powodu. Martwi nie przydamy się Harry’emu.
Niechętnie skinęłam głową

Dni mijały wolno. Ciągnęły się i ciągnęły, przedłużając moje męki. Najbardziej lubiłam noc, kiedy spokojnie mogłam zamknąć oczy, marzyć i dawać upust mojej tęsknocie i bólowi. Demelza czasem widziała moje łzy, ale zawsze odpowiadałam jej, że to nic takiego. W końcu pewnie wiele osób płakało w ciemnościach, myśląc o swoich bliskich i o przyszłym losie.

W październiku rozpoczęły się treningi Quidditcha, a ja zostałam…kapitanem drużyny. Naprawdę, byli na moje rozkazy. Kiedyś chyba pękłabym ze szczęścia, latanie to moja pasja, ale w obecniej sytuacji czułam raczej ciężar obowiązku. Quiddich nie cieszył mnie jak dawniej, a nowa drużyna też nie była jakąś rewelacją. W sumie to tylko Demelza latała porządnie. Nasze szanse na wygraną były małe. Ale czy to się jakoś liczyło? Jak sport miał się do tych ciężkich czasów? To tylko gadżet, dodatek, kolorowy płomyk w moim szarym życiu.
Tak jak ustaliłam w zeszłym roku z McGonagall, raz w tygodniu miałam lekcje z panią Hooch, która przygotowywała mnie do egzaminu z latania. Jeśli go zdam, będę mogła zostać zawodowym graczem Quidditcha. Muszę przyznać, że szło mi całkiem nieźle i nauczyłam się wielu ciekawych manewrów. Jeśli przeżyję te trudne czasy, będę ubiegać się o posadę Ścigającego.

Na sklepieniu w Wielkiej Sali gromadziły się szare chmury. Nie cierpię listopada. Jest zimno i deszczowo. Jak w tym odnaleźć iskierki nadziei?
Przełknęłam właśnie jajecznicę, gdy do stołu Gryfonów zbliżyła się Luna. Na jej twarzy malowało się przejęcie, a z kieszeni szaty wystawał jakiś papier. Blondynka też wycierpiała przez te dwa miesiące. Nie pyskowała jak ja i Neville, ale wyrażała spokojnie swoje poglądy, za które często jej się obrywało. Dziś jej czoło zdobił siniak, zrobiony przez Alecto.
- Ginny, Neville…- szepnęła- Musicie coś zobaczyć.
Oboje szybko wstaliśmy od stołu. Byłam ciekawa, o co chodzi.
- Co się stało, Luno?- zapytała Parvati, która siedziała obok mnie.
- Mamy informacje o Harry’m- oznajmiła cicho. Na tę wieść wielu Gryfonów przerwało śniadanie i poszło z nami. Wyszliśmy z Wielkiej Sali i stłoczyliśmy się wokół Luny, która otworzyła przed sobą gazetę.
- To Żongler- wyjaśniła blondynka- Tata mi go przysłał. Miał szczęście, że sowa nie została przechwycona przez Filcha.
- Tam jest Harry!- zawołał Neville, wskazując na duże zdjęcie w gazecie. Przedstawiało ono ludzi w popłochu. W oczy rzucał się ubrany na czarno mężczyzna, ścigający trójkę nastolatków: rudzielca, brązowowłosą i chłopca z okularami.
- Harry…- szepnęłam, a serce podskoczyło mi do gardła- Co mu jest? Złapali go?!
- Nie- odparła Luna- Pojawili się w Ministerwstwie Magii. Wczoraj. Zaatakowali Umbridge i przerwali Rejestrację Mugolaków. Ścigał ich Yaxley, ale udało im się uciec.
- Całe szczęście…-szepnęła Lavender.
- Czego tam szukali?- zastanawiał się Colin.
Wymieniłam spojrzenia z Neville’m. Harry wykonywał misję Dumbledore’a. Widocznie potrzebował czegoś z Ministerstwa. Ale czego?
- Co tu się dzieje?- zawołał jakiś głos za nami. Rozpoznałam go w mgnieniu oka, gdyż często słyszałam go w swoich koszmarach. Gdy wszyscy się dopiero obracali w stronę Amycusa, ja sięgnęłam po różdżkę.
- Reducto!
Gazeta w rękach Luny eksplodowała, zamieniając się w strzępy, które spadły u naszych stóp. Mężczyzna spojrzał na mnie groźnie.
- Co tam było? Mówić, no już!
- Nie pana sprawa- warknął Neville.
- Tak? A mi się wydaje, że moja, bo było to coś zakazanego.
- To tylko gazeta!- pisnęła Parvati.
- Nie wierzę wam. Albo mi powiecie, albo wszyscy zostaniecie poddani klątwie.
Spojrzeliśmy po sobie. Niektórzy mieli wystraszone miny, ale byliśmy Gryfonami. Odwaga to nasz atut.
- Dobrze, jak chcecie, smarkacze- powiedział zezłoszczony Amycus- Wszyscy do mojego gabinetu, już!
Wyciągnął różdżkę i popędzał nas jak jakieś bydło. Serce mi waliło głucho. Nie bałam się o siebie, przecież już się przyzwyczaiłam. Ale reszta? To moja wina, byliśmy tacy nieostrożni…I teraz Parvati, Lavender, Colin, Seamus oraz Demelza zapłacą za to.
- Co pan robi?- na korytarzu pojawiła się McGonagall. Patrzyła surowo na śmierciożercę.
- Prowadzę chętnych do szlabanu.
- A cóż oni zrobili?
- Mieli przy sobie coś zakazanego.
- To znaczy?
- Gazetę…- zająkał się, bo musiał zrozumieć jak głupio to brzmi- O zakazanej treści.
- Chce ich pan karać za posiadanie gazety? O ile wiem, czasopisma nie są zakazane w Hogwarcie. Nawet dyrektor wam to potwierdzi.
Wpatrywali się w siebie przez chwilę. Oglądałam to z zapartym tchem.
- No dobrze, Minewro- rzekł w końcu Amycus chłodno- Odpuszczę im ten jeden raz, ale niech się mają na baczności.
Spojrzał na mnie wyzywająco i odszedł.
- Dziękujemy pani- powiedziała Lavender. McGonagall uśmiechnęła się lekko.
- Jeszcze mam tu coś do powiedzenia. A teraz uciekajcie! I pilnujcie się, bo następnym razem możecie nie mieć tyle szczęścia.
Odetchnęliśmy z ulgą, ale ja wciąż miałam do siebie żal o to, że jesteśmy tacy niezorganizowani i nieostrożni…Tak nie może być. Muszę coś wymyślić.
I chyba już wiem co.

 ***
Notka bardziej opisowa i mniej w niej dialogów, ale musiałam jakoś przedstawić sytuację w zamku.
Dziękuję za tyle komentarzy pod tamtą notką. To mój rekord i jestem z tego bardzo szczęśliwa. Pozdrowionka dla wszystkich!

czwartek, 10 listopada 2011

Diabelna lekcja

- Harry?
Szłam przez mgłę. Mój głos potoczył się echem po białej pustyni. Wiedziałam, że muszę odnaleźć tego chłopaka o zielonych oczach. Potrzebowałam go.
Czyjaś sylwetka wyłoniła się z mgły.
Harry.
Nie, zaraz, on nie ma długich włosów i nie jest tak wysoki…To Snape.
Chodziaż…znam tą ziemistą twarz…Amycus Carrow…
 - Nie!
 Obudziłam się z krzykiem. Promienie słońca tańczyły na moim łóżku. Demelza przyglądała mi się ze zmartwioną miną ze swojego miejsca.
- To tylko koszmar- wyjaśniłam szybko, wstając.
 - Jesteś pewna?
 - Tak. Dziewczyny, pobudka!
Wiktoria i Natalia otworzyły oczy, a ja weszłam do łazienki. Spojrzałam w swoje odbicie w lustrze. Miałam na głowie niezłą szopę, a policzki dziwnie blade. Teraz doskonale widziałam swoje piegi.
Co się ze mną działo? Przecież jeszcze nic się nie stało. W szkole są śmierciożercy, tak, ale obiecałam się nie poddawać. Nie mogę od razu pisać czarnych scenariuszy. Nie mogę.
Przebrałam się i rozczesałam ogniste włosy, a potem zwolniłam łazienkę. Nastały trudne czasy. Wszyscy mają pod górkę. Nie jestem sama.

Spokojnie- powtarzałam sobie, nakładając na talerz bekon. Ale jak tu się nie denerwować, gdy w tym samym pomieszczeniu siedzą mordercy? Snape jak gdyby nigdy nic jadł śniadanie, a Carrowowie rozmawiali ze sobą bezczelnie. A żeby ich szlag trafił!
 - Jak noc?- zapytał Neville, siadając przy stole. Uśmiechnęłam się.
- Mogło być lepiej. A ty?
 - Podobnie.
- Wasze plany zajęć- odezwał się za nami twardy, kobiecy głos i McGonagall podała nam kartki z planem lekcji. Gdy brałam mój do ręki, pochyliła się lekko i szepnęła:
- Nie próbuj żadnych głupich pomysłów, Weasley.
Spojrzałam na nią zaskoczona. W jej ciemnozielonych oczach widziałam troskę.
- Nie poddam się- oznajmiłam, a ona westchnęła.
- Ja też się nie poddałam. Ale chwilowo musimy grać. Więc, ostrzegam ciebie i Longbotonna. Nie zadzierajcie z Carrowami.
I odeszła, by podać plan Parvati. Zmarszczyłam brwi, a Neville patrzył za nią ze zdumieniem. Nic się do siebie nie odzywaliśmy. Bo co tu mówić? Nie chcemy kłopotów, ale nie zamierzamy ulec złu.
Co to to nie- pomyślałam, wbijając widelec w bekon.

Po śniadaniu przejrzałam mój plan lekcji i stwierdziłam, że coś tu nie pasuje. Owszem, miałam chodzić na zaklęcia, obronę przed czarną magią(prowadzoną przez Amycusa!), zielarstwo i opiekę nad magicznymi stworzeniami. Do tego dołączyły prywatne lekcje latania z panią Hooch, ale co tu, u licha, robiło mugoloznawstwo? Nigdy nie uczyłam się tego przedmiotu, więc dlaczego teraz był zaznaczony jako obowiązkowy?
- Demelzo...- odezwałam się, marszcząc brwi- Też masz mugoloznawstwo?
- Niestety tak. Ciekawe czemu musimy na to chodzić!
- A wy?- zwróciłam się do Natalii i Wiktorii. Pokiwały twierdząco głowami. Cholera.

Nie zadzieraj z Carrowami...To chyba niemożliwe.
Siedziałam w klasie obrony przed czarną magią. Jej sam wystrój przyprawiał o dreszcze. Ściany pokrywały obrazy czarnoksiężników, a na półkach piętrzyły się podejrzanie wyglądające książki. Amycus Carrow stał przy biurku, lustrując nas wzrokiem. Jego mina wyrażała pewność siebie i chłód. Nagle nasze spojrzenia się spotkały, a on uśmiechnął się do mnie złośliwie. Poczułam nieprzyjemny pot na karku, ale uniosłam dumnie brodę.
- Czym jest czarna magia?- zapytał, zaczynając przechadzkę po sali- Co wyobrażacie sobie pod tym pojęciem?
Nastała cisza. Każdy bał się wyrazić swoją opinię. Tylko siedząca obok mnie Luna uniosła dzielnie rękę.
- Tak?
- Czarna magia to zło, cierpienie- powiedziała blondynka- Coś, co powinno być zakazane.
- Tak, to jest zakazane. Albo raczej było- rzekł Amycus z uśmiechem- Dzięki moim lekcjom odkryjecie, że czary niezwykłe i potężne wcale nie są złe.
- Nie są złe?- żachnęłam się, zanim zdążyłam ugryźć się w język- Krzywdzenie innych uważa pan za coś dobrego?
- Czarna magia nie jest wyrządzaniem krzywdy, panno Weasley.
Zaczął grę. Oczekiwał ode mnie odpowiedzi, którą może odeprzeć lub obrócić przeciwko mnie. Ale ja na to nie pozwolę!
- Och, zapomniałam, zabijanie, rzucanie klątw i torturowanie jest bezbolesne.
Uśmiech zniknął z jego twarzy, dając miejsce złości. Punkt dla mnie.
- Nie toleruję takich odzywek. Za nie czeka kara.
- Mam w nosie, czego pan nie toleruje.
- Ginny...- szepnęła ostrzegawczo Luna. Nie oderwałam jednak wzroku od nauczyciela.
- Chcecie poznać jedno z niezwykłych zaklęć?- zapytał Amycus- Panna Weasley będzie moją asystentką. Chodź tutaj.
- Nie.
Nie zadzieraj z Carrowami...Cóż, przykro mi pani profesor.
- W tej chwili, panno Weasley- chwycił mnie za nadgarstek i zaczął ciągnąć w stronę biurka. Zaparłam się, ale jego siła była znacznie większa. Luna i parę innych osób chciało mi pomóc, ale śmierciożerca odtrącił ich zaklęciami. W końcu szarpnął mnie na środek sali. Dyszałam, czując gniew.
- Jest pan debi...
Wymierzył różdżką w moją twarz.
- Sectumsempra!
Nie dokończyłam, bo nagle niewidzialna brzytwa przecięła mi policzek. Trysnęła z niego ciepła krew. Uczniowie wydali z siebie okrzyk, a ja usiłowałam zatamować rękami czerwoną ciecz, starając się zignorować piekący ból.
- Niech ją pan zostawi! - usłyszałam w dali wystraszony głos Luny. Miałam wrażenie, że ból paraliżuje moje całe ciało. Uklękłam, czując łzy pod powiekami. Czy ja wykrwawię się na śmierć? Czy z mojego policzka wycieknie cały drogocenny płyn? Czy umrę? Właśnie teraz? Och, Harry, chciałabym cię jeszcze raz zobaczyć...
I wtem, gdy już nadchodziła ciemność, cierpienie ustało. Otworzyłam oczy. Wszyscy się na mnie gapili z lękiem i współczuciem. Luna leżała na podłodze, jakby ją ktoś uderzył. Ja sama byłam cała we krwi. Czerwona ciecz pokrywała moją twarz, dłonie i szatę. Czułam się słaba i upokorzona.
- To przestroga dla tych, którzy mi się sprzeciwiają- powiedział Amycus, patrząc na mnie z satysfakcją- Pamiętajcie, że czarna magia bywa nieprzyjazna. Możecie wyjść.
Chciałam wstać, ale nie miałam siły. Luna podeszła do mnie i pomogła mi się podnieść. Potem zabrała nasze torby i wyprowadziła mnie z klasy. Odetchnęłam.
- O rany, Ginny, wyglądasz strasznie- stwierdziła- Powinnyśmy pójść do skrzydła szpitalnego.
- Nie, to nic takiego...
- Ginny, bez dyskusji- Luna była nieugięta, więc zgodziłam się i poszłam z nią do szpitala. Tam wzięłam porządną kąpiel, a pani Pomfrey przyłożyła mi opatrunek do bolącego policzka i dała napój, który przyśpieszył gojenie się rany i wzmocnił moją odporność.
Byłam osłabiona i musiałam zostać w skrzydle szpitalnym do wieczora. Dzisiejsze lekcje trzeba było sobie odpuścić.
Na kolacji pojawiłam się w Wielkiej Sali. Czułam się już lepiej, choć frustracja nie ustąpiła.
- Boże, co ci jest?- zapytał Neville, siadając przy stole. Odruchowo zasłoniłam dłonią biały plaster.
- Nic.
- Jak to nic?! Jesteś blada i masz ranę. Co się stało?
- Ja...- dopiero teraz zauważyłam, że chłopak ma fioletowego guza na czole- A co z tobą?
Szybko przykrył siniaka grzywką.
- Zwykły guz.
- Nie kłam, nie miałeś go rano!
Wpatrywaliśmy się w siebie z uporem. Żadne z nas nie chciało przyznać, że właśnie złamało prośbę McGonagall, że się postawiło, że walczyło o swoje zdanie.
- No dobra- westchnął- Alecto Carrow. Na mugoloznawstwie powiedziała, że mugole i szlamy są zerem. Upomniałem ją i dostałem zaklęciem. Odleciałem w bok i walnąłem czołem o ławkę.
- Amycus Carrow. Na obronie przed czarną magią wychwalał czarną magię. Zaczęłam mówić obraźliwe uwagi. Rzucił zaklęcie, które zraniło mój policzek.
Uśmiechnęliśmy się do siebie lekko. Cieszyłam się, że przyjaciel postąpił tak samo jak ja. Będziemy nieugięci, cokolwiek się stanie. Dla Harry'ego.

***
No, wreszcie nowa notka. Mam opóźnienie, gdyż musiałam ją dopracować. Mam nadzieję, że Wam się podoba i że wyszła jak należy;)
Kolejna będzie za jakiś tydzień, ale nic nie mogę obiecać.
Pozdrawiam Was!

wtorek, 1 listopada 2011

Intruzi

Otworzyłam oczy. Pierwsze wrześniowe słońce oświetlało mój pokój. Z lekkim ściskiem w żołądku zeszłam na dół, by zjeść śniadanie. Może moje dziwne samopoczucie było spowodowane stresem? W końcu dziś zaczyna się szkoła. I po raz pierwszy idę do niej sama. Zawsze towarzyszyli mi bracia, chociażby Ron. A teraz sama musiałam opuścić Norę.
Gdy nadszedł czas, spakowałam się i podjechałam z rodzicami na dworzec. Tam uściskałam ich mocno. Kiedy znów ich zobaczę? Czy będą cali i zdrowi? Czy śmierciożercy ich nie zdemaskują i nie zabiją?
- Pa, Ginny!- zawołała mama z łzami w oczach, a ja uśmiechnęłam się do niej i ruszyłam do pociągu. Uczniowie jak zwykle przepychali się i nawoływali, szukając przedziałów. To było mi znane już z pierwszej klasy, ale od tego czasu wszystko się zmieniło.
- Hej, Ginny!- usłyszałam Neville’a i skierowałam się w jego stronę.
- Cześć- rzuciłam do niego i do Luny, wchodząc do przedziału. Położyłam torbę i usiadłam. Zauważyłam, że moi towarzysze zmienili się. Neville zmężniał. Był teraz znacznie wyższy, ciemne włosy stały się dłuższe, pyzata twarz nabrała twardszych rysów, a w oczach widziałam błysk. Luna za to wyszczuplała, ścięła nieco jasne włosy, choć dziwaczny strój i zamyślone oczy były takie same. Zastanawiałam się, czy oni też w tej chwili oceniają jak wyglądam.
Luna zaczęła rozmowę o wakacjach, a my się włączyliśmy i przez całą podróż gadaliśmy, jedliśmy słodycze i graliśmy w szachy. Cieszyłam się, że są ze mną i że będziemy się wspierać. Bez nich czułabym się samotna.

W Hogsmeade powitały nas powozy, które zawiozły nas do samego zamku. Tam wysiedliśmy i weszliśmy do Wielkiej Sali, eleganckiej i niesamowitej jak zawsze. Usiadłam przy stole Gryfonów.
- Cześć- przywitała się ze mną Demelza, a ja skinęłam jej głową. Zauważyłam, że gwar rozmów jest nieco…przygaszony, a niektórych uczniów brakuje. Przy naszym stole na przykład nie zobaczyłam Deana, co mnie zaniepokoiło. Przestał mi się już podobać, ale wciąż go lubiłam i nie chciałam, by coś mu się stało. Ale cóż, jego rodzice byli mugolami, musiał uciekać.
McGonagall przeprowadziła Ceremonię Przydziału, a ja zaobserwowałam, że do godła Hogwartu, wiszącym nad stołem nauczycieli, jest przyszyta czarna, aksamitna wstążka. Wiedziałam, że symbolizuje ona żałobę po ukochanym dyrektorze.
Ceremonia się skończyła. Pierwszoroczni usiedli, a McGonagall oznajmiła:
- A teraz kilka słów od dyrektora.
Czekałam, aż kobieta usunie ze środka krzesło i tiarę, a potem przemówi, ale…McGonagall, zrobiwszy te czynności, usiadła przy stole. Otworzyłam oczy ze zdumienia, a w tej samej chwili boczne drzwi się otworzyły i stanął w nich czarnowłosy mężczyzna. Włosy mi się zjeżyły na karku i miałam ochotę prychnąć jak kotka.
Snape! Co on tu robił?! Morderca Dumbledore’a!
Po Sali przeleciało echo zdziwienia i niezadowolenia, które Snape uciszył ręką.  Coś się we mnie kotłowało, gniew, niedowierzanie, nienawiść…Jak on może tu stać?! Dlaczego McGonagall czegoś nie zrobi?! Dlaczego wszyscy nauczyciele patrzą na to bezczynnie?! Co tu się dzieje, do cholery?!
- Spokój- odezwał się Snape, patrząc na nas beznamiętnie czarnymi oczami- Nowy Minister Magii przed kilkoma dniami ustanowił mnie dyrektorem Hogwartu. Spodziewam się po was akceptacji i szanowania tego wyboru…Teraz, co się tyczy nowych nauczycieli…
Przy stole powstały dwie osoby: krępa blondynka i przysadzisty mężczyzna o ziemistej twarzy. Znałam ich! To było rodzeństwo Carrow, śmierciożercy!
- Alecto będzie w tym roku uczyła mugoloznawstwa- wyjaśnił Snape- A Amycus obrony przed czarną magią, gdyż obecnie jestem zbyt zajęty, by wypełniać obowiązki nauczyciela.
Jesteś zajęty, bo wykonujesz zadania Voldemorta!- pomyślałam ze złością i spojrzałam na Neville’a. On też był wstrząśnięty i zagniewany. Zerknęłam na nauczycieli. Wpatrywali się w Snape’a z odrazą, ale żaden z nich nie kiwnął palcem. McGonagall zaciskała usta.
Nie rozumiałam ich. Dlaczego pozwolili śmierciożercom postawić stopy w zamku? Dumbledore nigdy by na to się nie zgodził! Czułam łzy w oczach…
- Miłej uczty- Snape uśmiechnął się kpiąco i usiadł przy stole, podczas gdy na talerzach pojawiło się jedzenie. Nalałam sobie soku sztywną ręką, wiedząc, że nie dam rady nic przełknąć.
To wszystko nie działo się naprawdę…Hogwart, bezpiecznie i cudowne miejsce zamienia się właśnie w więzienie ciemności…
- Wszystko w porządku, Ginny?- zapytał mnie Colin po jakimś czasie. Rzuciłam mu oburzone spojrzenie.
- Nic nie jest w porządku- warknęłam.
- Wiem, ale zachowujesz się dziwnie. Zjedz coś.
- Odczep się!
- Ginny, on ma rację- poparł go Neville- Musisz coś zjeść, bo będziesz głodna.
- A ty kto? Mój ojciec?- żachnęłam się. Miałam tego wszystkiego dosyć, chciałam zamknąć się w komórce na miotły i nie wychodzić stamtąd.
- Nie rób mi tego, nie załamuj się.
Podniosłam wzrok na Neville’a. Miał zmartwioną minę.
- Potrzebuję cię- dodał- Nie możesz się poddawać na wstępie. To dopiero początek.
Dziwne, ale w moje serce wlała się nadzieja. Powaga w oczach przyjaciela dodała mi otuchy. Miał rację.
- Dobrze- odparłam i skubnęłam kurczaka. Uśmiechnął się do mnie blado.

Gryfoni podali hasło i przeszli przez Portret Grubej Damy. Ogarnęła mnie fala wzruszenia, gdy zobaczyłam znajome czerwone fotele, małe stoliki i kamienny kominek. Miło było tu wrócić, tylko, że…w mojej głowie zaczęły się pojawiać wspomnienia. Bolesne wspomnienia.
Ja i Harry razem siedzimy na kanapie i śmiejemy się…Harry pochyla się nade mną i szepcze podpowiedzi do wypracowania…Ja i Harry tańczymy, świętując zwycięstwo Gryffindoru…Uciekam z okularami, a Harry goni mnie po całym pokoju...Harry tuli mnie przed kominkiem…Ja i Harry całujemy się na dobranoc…

- Możesz się ruszyć, Ginny?- zapytała Lavender Brown. Zamrugałam.
- Jasne- weszłam schodami do mojego dormitorium i szybko się przebrałam w wiśniową koszulę nocną. Moje współlokatorki bez słowa zrobiły to samo. Nawet wygadana Wiktoria dziś nie miała ochoty na rozmowy.
- Dobranoc- szepnęła Demelza, a ja jej odpowiedziałam i wsunęłam się prawie całkowicie pod kołdrę. Spojrzałam na księżyc, który świecił za oknem.
Harry, tak bardzo cię kocham…Mam nadzieję, że jesteś bezpieczny i że też myślisz o mnie…
Westchnęłam cicho i zamknęłam oczy. Nie mogę się poddać. Neville miał rację.
To dopiero początek.


***
Wybaczcie za opóźnienie, notka miała być wczoraj. Wyszła trochę krótka, ale jakoś nie miałam weny i czasu(strasznie dużo się na mnie zwaliło w tym roku). Kolejna będzie lepsza, zadbam o to:)