piątek, 26 sierpnia 2011

Zabawa w ogrodzie

Po śniadaniu napisałam list do Deana i poszłam do Rona, by pożyczył mi Świstoświnkę. On, Hermiona i Harry znowu o czymś rozmawiali i widząc to, poczułam ukłucie zazdrości. Byli moimi przyjaciółmi( i rodziną w przypadku Rona), ale ta trójka zawsze trzymała się razem, a ja tylko czasem wtrącałam się do ich spraw. Byłam dziwnie samotna i pomyślałam nagle o zaproszeniu do Nory Luny, która mieszkała całkiem niedaleko.
-         Co się znowu stało?- zapytał Ron, gdy przez chwilę milczałam.
-         Aleś ty miły- odgryzłam się bez zastanowienia.
-         Daj spokój, Ron!- upomniała go Hermiona- Ginny to nasza przyjaciółka.
-         Właśnie- dodał Harry, patrząc na mnie- Możesz tu zostać, jak chcesz.
-         Dzięki, ale przyszłam po Świstoświnkę. Muszę wysłać list.
-         Do kogo?- spytał podejrzliwie Ron.
-         Do chłopaka.
-         Czyli?
-         Do Deana Thomasa...Ogarnij się!- dodałam, gdy zmarszczył z niesmakiem brwi- Mówiłam ci o tym.
-         Tak, ale...Co konkretnie tam napisałaś?
-         Same wyznania miłości, wiesz....Co z tą sową?
Ron patrzył się jeszcze chwilę na mnie, ale w końcu Hermiona dała mu kuśtyka w bok i pokiwał głową. Podeszłam do małej sówki, która na mój widok zatrzepotała radośnie skrzydłami. Przypięłam jej do nóżki list i powiedziałam:
-         Leć do Deana Thomasa.
Świstoświnka poderwała się w powietrze i zniknęła za oknem.
-         Więc...ty z nim chodzisz?- spytał Ron.
-         Jeszcze nie.
-         Co to znaczy jeszcze?
-         Ginny, zastanawialiśmy się właśnie, czy nie zagrasz z nami w Quidditcha w ogrodzie- wtrącił się Harry, widząc nadciągającą sprzeczkę. Zamrugałam.
-         Jasne, chętnie. Ale ty Hermiono...
-         Dam sobie radę- zapewniła, a ja zauważyłam na jej kolanach książkę Quidditch przez wieki i stłumiłam śmiech.
-         Okej, to kiedy?
-         Po obiedzie- oznajmił Ron.
-         W porządku.
Wyszłam, czując ekscytację. Bardzo lubiłam latać na miotle i cieszyłam się, że mnie zaprosili. Wreszcie będę miała jakieś fajne zajęcie na popołudnie.
Tak jak się umówiliśmy, po obiedzie wzięliśmy miotły. Ja kupiłam sobie w zeszłym roku Kometę, trochę stary model, ale rodziców nie było stać na lepszy. Ron miał Zmiatacza nr 11, też średnio dobrą miotłę. Hermionie dostała się stara miotła Charlie’ego- Zmiatacz nr 7. Natomiast w ręku Harry’ego połyskiwała Błyskawica i wydawał się tym nieco zmieszany. Nasz ogródek był duży, więc śmiało można było grać. Z tyłu domu Fred i George zbudowali dwie, teraz już nieco zniszczone, pętle do Quidditcha.
-         To kto z kim gra?- zapytał Harry.
-         Ja chcę z Harry’m!- oznajmił Ron, ale ten pokręcił głową.
-         Dobrze wiesz, że nie możemy zostawić dziewczyn, bo jesteśmy...trochę lepsi od nich.
-         Wypraszam sobie!- zażartowałam, ale wiedziała, że najlepszy musi grać z najgorszym, więc ja i Ron(nasze umiejętności były całkiem dobre) powinniśmy być w jednej drużynie.
-         Okej, to ja...może zagram z Hermioną- oświadczył Harry, a policzki Rona lekko poróżowiały.
-         Nie, może ja jej pokażę...
-         Nie, Ron. Będę z Harry’m- powiedziała Hermiona, a ja czułam, że bała się upokorzenia przed nim.
Wszyscy skinęliśmy głowami i wzbiliśmy się w powietrze. Hermiona miała niepewną minę i trzymała się kurczowo miotły.
-         No dobra. Ta pętla po lewej jest moja. Zaczynamy- rzekł Harry, wyrzucił w górę kafel i zaczęła się gra. Każdy mógł brać piłkę i rzucać, albo bronić swojej pętli. Ron lepiej nadawał się na obrońcę, więc tkwił przy bramce, a ja starałam się przechwycić kafla. Hermiona i Harry mi to udaremniali, ale tą pierwszą łatwo było wykiwać. Wiedziałam, że od dawna nie siedziała na miotle, więc problem stanowił tylko Harry. Był szybki i zwinny, ciągle wyrywał mi piłkę. Na szczęście miałam talent Ścigającego i bardzo dobrze strzelałam gole, które Hermiona dość żałośnie próbowała obronić.
Słońce się coraz bardziej zniżało, a my dalej graliśmy. Dawno tak dobrze się nie bawiłam. W końcu Hermiona też się wyluzowała i cała nasza czwórka zanosiła się śmiechem. Właśnie ocierałam się o Harry’ego, usiłując odebrać mu kafla, gdy mama zawołała z domu:
-         Kolacja, moi drodzy!
Niechętnie wylądowaliśmy. Zrzuciłam rude włosy ze spoconego czoła. Ron wciąż się śmiał z zabawnej próby obrony Hermiony, której kąciki ust też drgały, choć głowę miała z dumą zadartą ku górze.
-         To było dobre, Hermiono!- zakpił Ron.
-         Odezwał się bohater. Ginny nieźle ci nakopała!
-         Ale ta twoja mina!
-         A wiesz, że przepuściłeś siedem goli?
I tak przedrzeźniając się, oddali się ode mnie i Harry’ego.
-         Było super- wyznałam. Zobaczyłam jego uśmiech na tle ciemniejącego nieba.  
-         Tak....- spojrzał na mnie- Myślisz o pozycji Ścigającego?
-         No tak.
-         Wstawię się za tobą u kapitana Gryfonów. Świetnie rzucasz.
-         Dzięki. Ty też nieźle, jak na Szukającego.
-         Hm, mam nadzieję, że to powtórzymy.
Rzuciłam mu wesołe spojrzenie.
-         No pewnie. Mamy całe lato.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz