Wyjęłam swój bagaż z samochodu. Tym razem tata zmądrzał i zamówił dla nas dwa pojazdy, więc spokojnie pomieściliśmy nasze rzeczy.
- Pomóc ci?- spytał Ron Hermionę, która nie radziła sobie z ciągnięciem walizki, pełnej książek.
- Och...tak, dzięki, miło z twojej strony...
Uśmiechnęłam się w duchu, wiedząc o jej uczuciach do mojego brata.
Przeszliśmy przez mugolski dworzec i przeniknęliśmy przez barierkę, pojawiając się na peronie 9 i 3\4. Powitali nas nam czarodzieje z kuframi, tłoczący się przy czerwonym pociągu.
Poczułam znajomy dreszcz podniecenia, który towarzysz mi, ilekroć jechałam do tej magicznej szkoły.
- No to pa, Ginny- odezwała się mama, przytulając mnie troskliwie- Uważaj na siebie i pisz do nas, dobrze?
- Jasne, pa. Ty też bądź ostrożna.
Mama pogłaska mnie po głowie z wilgotnymi oczami, a potem ucałowała Rona w policzek i uścisnęła ręce Harry’ego i Hermiony.
- Zobaczymy się na Święta- rzekł tata, żegnając się z całą naszą czwórką- Pa.
Uśmiechnęłam się do nich i ruszyłam w stronę pociągu.
- Pa, kochani!- krzyczała za nami mama. Weszłam do zatłoczonego już pojazdu, słysząc jak Hermiona i Ron mówią coś o obowiązkach prefekta.
Nagle na kogoś wpadłam. Po mysich włosach poznałam Lunę, moją przyjaciółkę.
- Przepraszam....O, cześć Luna!- zawołałam. Uśmiechnęła się, a w jej uszach dostrzegłam dziwaczne kolczyki w kształcie kapelusza.
- Cześć, Ginny! Co tam...
- Hej- trącił się Harry- Znajdziemy sobie przedział? Ron i Hermiona musieli...
- Wybaczcie mi, ale już umówiłam się z Deanem- przypomniałam sobie i zrobiło mi się z tego powodu głupio. Szczególnie dlatego, że zobaczyłam w oczach Harry’ego rozczarowanie. Ja też w głębi serca czułam, że to z nimi chciałabym być.
- Aha, dobra- powiedział- To my z Luną....
- Jasne. Na razie- przecisnęłam się przez grupkę uczniów i usłyszałam wołanie:
- Ginny, tutaj!
Spojrzałam w tamtą stronę. Czarnowłosy chłopak machał do mnie z jednego z przedziałów. Podeszłam, otworzyłam drzwi i zostałam tam jeszcze parę osób.
- Cześć wszystkim!- powiedziałam do Deana, Seamusa, Parvati i Padmy.
- Hej!- pisnęły bliźniaczki.
- Siema- mruknął Seamus, wyjmując jakiś przysmak z torby.
Upchnęłam swój kufer na górze i usiadłam obok Deana.
- Jak tam wakacje?- czekoladowe oczy chłopaka zabłysły, gdy spojrzał na mnie.
- Super. Przyjechali do mnie przyjaciele i razem świetnie się bawiliśmy- odparłam- A wy?
- W Hiszpanii bardzo mi się podobało. Tam mają farta, bo nie zagraża im Sami-Wicie-Kto- zauważył Dean.
- Ja byłem w domu i parę razy odwiedziłem Deana- powiedział Seamus- Było zwyczajnie, ale moja mama się boi. Jak wszyscy, zresztą. Śmierciożercy zabili już Amelię Bones...
- Słyszałyśmy o tym!- pisnęła Parvati- Straszne, a ponoć on zamordował ją osobiście.
- Susan bardzo to przeżyła...- dodała Padma współczująco, a jej brązowe oczy rozszerzyły się ze strachu.
- Wierzę. To musiało być okropne dla niej...- powiedziałam, wyobrażając sobie tę tragedię. A potem coś sobie przypomniałam- A gdzie jest Lavender? Zawsze jeździła z wami.
- Och, ma pewne spray na głowie- Parvati uśmiechnęła się do mnie znacząco, a gdy wciąż miałam ogłupiałą minę, wyjaśniła- Ona leci na twojego brata. Pewnie chce z nim usiąść i pogadać.
Pomyślałam o Hermionie i w duchu miałam nadzieję, że to ją wybierze Ron. Lavender do niego nie pasowała.
- A ty ponoć spędziłaś wakacje z Wybrańcem- zaszczebiotała Padma. Zamrugałam.
- Z Wybrańcem? Ach, z Harry’m. Tak, przyjechał do nas.
- I co?
- Wszyscy wiemy, że się w nim kochałaś!
Dean poruszył się niespokojnie, a ja zarumieniałam się.
- To jej prywatna sprawa- powiedział chłopak, a ja skinęłam głową.
- Tak. Poza tym, to było tylko dziecinne zauroczenie.
- Ciekawa, kim teraz jest zainteresowany Harry...- mruknęła Parvati- Z Cho ponoć zerwał, więc teraz jest wolny...
- Naprawdę uważacie, że on jest taki super?- wtrącił się Seamus- To znaczy, ja go lubię i uważam, że to świetny gość, ale chodzi mi o to, co dziewczyny w nim widzą, oprócz tego, że jest sławny.
No właśnie. Bliźniaczki powinny trochę pomyśleć nad tym pytaniem. Biedy Harry będzie teraz popularny, bo Voldemort chce go wykończyć.
- Och, no wiesz!- obruszyła się Parvati- On jest przystojny, miły i jaki odważny...
- I te migdałowe oczy!- dodała Padma z rozmarzonym wzrokiem. Seamus jakby pochmurniał, a ja domyśliłam się, że zależy mu na którejś z bliźniaczek. Dean posłał mi porozumiewawcze spojrzenie, a ja uśmiechnęłam się do niego. Nastała chwila ciszy, gdzie słychać było tylko chrupanie czekoladowych żab, którymi poczęstował nas Seamus. Za oknem pojawiły się pola i łąki, skąpane w ciepłym słońcu.
- Boję się trochę tych SUMÓW- powiedziałam, gdy skończyłam jeść- Będzie trochę kucia.
- Nie przypominaj mi!- pisnęła Padma- W zeszłym roku na wiosnę musiałam zarywać noce, żeby się czegoś nauczyć.
- No, było ciężko, ale dasz radę- pocieszył mnie Dean- Z czego jesteś najlepsza?
Zastanowiłam się. Przeszły mi przez głowę Zaklęcia i Uroki, kiedy drzwi się otworzyły i....stanął w nich Zachariasz Smith, Puchon z klasy wyżej, którego nie lubiłam.
- Siema!- zawołał do wszystkich, a potem skierował wzrok na mnie- Możemy pogadać, Weasley?
- O czym?
- O...no, zaraz ci powiem. Wyjdź na chwilę.
- Nie- ani drgnęłam, bo nie zamierzałam spełniać jego zachcianek. Był samolubny i głupi, nie chciałam mieć z nim nic wspólnego.
- No chodź!
- Zostaw ją- warknął Dean. Zachariasz zrobił obrażoną minę i niespodziewanie usiadł na wolnym miejscu obok mnie. Wszyscy wytrzeszczyli na niego oczy.
- Co się wydarzyło w Ministerstwie?
- Co?
- No, byłaś tam z Potterm i resztą. Powiedz mi, bo w Proroku nie piszą nic konkretnego.
- Spadaj!
- Nie, dopóki mi nie powiesz. Byliście w Departamencie Tajemnic?
Nieświadomie zacisnęłam palce na różdżce w kieszeni spodni. Smith zaczynał mnie irytować.
- Odczep się- ostrzegłam.
- Idź sobie- poparł mnie Dean.
- Nie. Po co poszliście do...
Nie wiedziałam, co robię. Po prostu czułam, że nie mogę mu powiedzieć, a on będzie mnie gnębił aż do końca podróży, więc wyjęłam różdżkę(14 cali, cisowa, włos jednorożca) i wypowiedziałam jedyne zaklęcie, które przyszło mi do głowy, a mianowicie Upiorogacek. Lupin mnie go nauczył podczas wakacji.
Coś zaszeleściło jak skrzydła nietoperza i twarz Smitha pobladła, a on sam zaczął wymachiwać rękami, chcąc zatkać sobie uszy. Wyglądał, jakby wystraszył się czegoś niewidzialnego.
Spojrzał na mnie ze złością, pomieszaną z lękiem i wybiegł z przedziału. Odetchnęłam, a moi towarzysze patrzyli na mnie z podziwem.
- No, no, no- usłyszałam za plecami i poczułam, że szykują się kłopoty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz