poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Wątpliwości

Wiatr szumiał mi w uszach przeraźliwie, gdy z kaflem w rękach  mknęłam przez boisko, kierując się do pętli. Po bokach widziałam rozmazane czerwone i żółte plamy, swoich towarzyszy i przeciwników, ale nie zamierzałam żadnemu z nich podać piłki. Wyminęłam grubego Puchona, który starał się mnie zatrzymać, i rzuciłam kaflem, wkładając w to całą swoją siłę. Obrońca Huffelpuffu zareagował zbyt późno i piłka przeleciała przez bramkę.
Rozległ się ryk po stronie Gryfonów, a Dean, lecący obok mnie, wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Pięć do jednego dla Gryffindoru!- wrzasnęła Luna, która komentowała mecz- Kafla przejmuje teraz Ścigający Puchonów, Zachariasz Smith...
O nie! Pomknęłam w kierunku chłopaka w żółtej szacie, ale ten już zmierzał do naszej bramki. Jednak Dean zastawił mu drogę i był zmuszony podać kafla Hannie Abbot. Wtedy piłkę zręcznie przechwyciła Demelza, która zaraz podała do  mnie. Rzuciłam kafla Deanowi, ale Smith był szybszy i zabrał go, lecąc prosto do pętli. Ron spiął się i obronił w ostatniej chwili.
- Bardzo dobrze, Ron!- zawołała wesoło Luna.
Nadal byłam wkurzona na mojego brata po wczorajszej awanturze, ale musiałam przyznać, że dziś bardzo dobrze bronił. Może po prostu musiał się na kimś wyżyć?
Przechwyciłam kafla i podałam go Deanowi, któremu piłkę wyrwała Hanna i nagle...
- Koniec!- krzyknęła Luna- Harry złapał znicza! Mecz wygrali Gryfoni!!!
Rozległy się oklaski i wiwaty po stronie czerwonych plam na trybunach. Wylądowałam miękko na ziemi i mimo zimnego wiatru, w sercu czułam ciepło i radość. Wygraliśmy!
Wśród aplauzu weszliśmy do szatni. Wszyscy wyglądali na zachwyconych.
- Graliście wspaniale!- pochwalił nas Harry. Jego czarne włosy były jeszcze bardziej rozczochrane niż zwykle-Wszyscy.
Uśmiechnęliśmy się do siebie i zaczęliśmy się przebierać. Kątem oka zauważyłam, że Ron promienieje radością i postanowiłam, że nie będę taka okrutna i zachowam uwagi dla siebie.
Gdy wyszliśmy z szatni, powitali nas Gryfoni i wydając okrzyki zwycięstwa ruszyliśmy do wieży. Dean chwycił mnie za rękę, co spotęgowało jeszcze moje szczęście.
- Gryfoni górą!!!- wrzeszczeli wszyscy. Wydawało mi się, że cały zamek to słyszy, ale nie przejmowałam się tym. Gruba Dama przepuściła nas bez hasła, uśmiechając się z dumą.
- Kto przyniesie coś do żarcia z kuchni?!- zapytał Ron, a kilka osób krzyknęło zgodnie.
- My!!!- zgłosili się bracia Creevey'owie.
- A w ogóle wiecie, jak wejść do kuchni?!- zapytałam, przekrzykując gwar. Colin pokręcił głową, czerwieniąc się i poprawiając nerwowo włosy.
- Ja im pomogę- oświadczył Dean, mrugnął do mnie i poszedł z jasnowłosymi braćmi.
- Brawo, Ginny!- podbiegła  Hermiona, ściskając mnie mocno- Byłaś sup...Och!
- Co się stało?- obróciłam głowę i myślałam, że mam omamy. Ron właśnie całował się z Lavender, czemu towarzyszyły gwizdy tłumu.
Ron się całował! Ron! I to z tą pustą laleczką!
Wyglądali jakby się do siebie przykleili, co było mało romantyczne. Ron uśmiechał się głupkowato, a Lavender głaskała go po rudych włosach.
- Jak on mógł...?- szepnęła Hermiona, zakrywając sobie usta i obracając się w stronę wyjścia.
- Hermiona!- zawołałam i ruszyłam za nią, nie zważając na odgłosy radości wokół.
- Au!
 Nagle zderzyłam się z kimś. Po okularach poznałam Harry'ego.
- Przepraszam!- rzuciłam i zaraz dodałam- Gdzieś ty był, Harry?
- McGonagall mi gratulowała...Gdzie się podział Ron?
- Jest tam- wskazałam na obściskującą się parę- Dyskrecja to jego drugie imię.
Harry wbił wzrok w przyjaciela, a ja skorzystałam z okazji i pobiegłam za Hermioną. Nie musiałam się trudzić, by ją znaleźć. Sama często ryczałam w pobliskiej łazience.
Znalazłam drzwi toalety, pchnęłam je i weszłam do środka. Przy umywalce stała Hermiona, łkając cicho. Nie zauważyła mnie.
- Hermiono...- zaczęłam, a ona drgnęła. Nie wiedziałam jak mam ją pocieszyć- Przykro mi.
Spojrzała na mnie załzawionymi, brązowymi oczami.
- Jak on mógł się z nią całować? I to na moich oczach?!- wybuchła- Czy on nie widzi, że ja go kocham?!
- Nie martw się, Ron to zrobił na pokaz- przytuliłam ją nieśmiało, pamiętając jak ona kiedyś mnie obejmowała, gdy żaliłam się jej ze swoich uczuć. Odwzajemniła mój uścisk.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Wczoraj się pokłóciliśmy. Wygarnęłam mu, że nigdy się z nikim nie całował...Zrobił to, bo chciał się popisać i mieć z głowy ten pierwszy raz. Lavender już od dawna wodziła za nim maślanym wzrokiem, a on to wykorzystał. Ten pocałunek pewnie nie był na poważnie.
- To nie zmienia faktu, że jest dupkiem- powiedziała, a ja spojrzałam na nią zaskoczona. Była blada, ale w oczach kryła się złość i stanowczość- Skończonym dupkiem!
Którego jednak kochasz...- do powiedziałam w myślach. Nie miałam jednak odwagi jej tego wypomnieć. W końcu ja przez pięć lat kochałam się w Harry'm, który traktował mnie jak koleżankę. Tak, tylko, że Harry by się tak nie zachował, pocałował Cho na osobności...
Jakaś niepokojąca myśl pojawiła mi się w głowie, ale nie zdążyła się w pełni uformować, bo skupiłam się na mojej przyjaciółce.
- Hermiono...
- Tak, Ginny, wybacz, że obrażam twojego brata, ale jak dla mnie jest po prostu dupkiem. Nie będę się przejmować tym, kogo całuje. Mam to w nosie! Od teraz Ron dla mnie nie istnieje.
Otarła łzy wierzchem dłoni i pewnym krokiem wymaszerowała z łazienki. Patrzyłam za nią, zaskoczona, że tak szybko poradziła sobie ze złamanym sercem. Czułam, że to to tylko pozory, złudna nadzieja, że jak tylko znów zobaczy Rona i Lavender, znów zacznie płakać...
Westchnęłam. Było mi szkoda Hermiony i żałowałam, że wczoraj tak naskoczyłam na mojego brata. Gdyby nie ja, może by tego nie zrobił?
Ale coś innego tłukło mi się w głowie, coś mi szeptało w uszach...
Ron pocałował Lavender dla popisu. Nie miał żadnej dziewczyny(Hermiona nie pokazywała mu otwarcie swoich uczuć), więc chwycił pierwszą lepszą, byle by mieć.
Czy ja też przypadkiem tak nie postąpiłam? Harry nie odwzajemnił mojej miłości, więc wykorzystałam to, że zainteresował się mną Dean? Lubiłam mojego chłopaka, ale czy mogłam nazwać to tym samym uczuciem, którym do tego lata darzyłam Harry'ego?
Hermiona mi kiedyś radziła, żebym sobie dała z nim spokój i cieszyła się życiem. No więc tak zrobiłam, zaczęłam się umawiać z Michaelem Cornerem, a potem z Deanem, ale...Czy to nie było tak na pokaz?
Zagryzłam wargę, a pusta łazienka wydawała mi się teraz bardzo złym miejscem. Nie chciałam zostawać sam na sam ze swoim sercem.
To nie jest na pokaz, to dlatego, że nauczyłam się kochać innych chłopaków!- odpowiedziałam sobie. Gdybym wciąż szalała za Harry'm, umarłabym jako zakonnica. No i kiedy odpuściłam go sobie, zrozumiałam, że taki Dean też jest bardzo fajny.
Kiwnęłam do siebie głową i, żeby nie kusić wątpliwości, wyszłam z łazienki, przyłącząjąc się do zabawy w pokoju wspólnym.










-

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz