niedziela, 28 sierpnia 2011

Jestem w drużynie

Jesienny wiatr hulał za oknami wieży Gryffindoru, nie pozwalając mi się skupić na wypracowaniu dla profesora Binnsa. Demelza Robins, siedząca obok mnie w pokoju wspólnym, zakrywała sobie uszy, by szum nie zakłócał jej myślenia. Byłam już w środku mojej pracy, gdy przede mną pojawił się chłopak o kruczoczarnych włosach i zielonych oczach, uśmiechając się.
-         Jak ci idzie?
-         Kiepsko...-zmarszczyłam brwi- Coś się stało, Harry?
-         Tak. To znaczy, chciałem się zapytać czy nadal chcesz być Ścigającym.
-         No jasne!
-         Okej. To przyjdź w piątek na eliminacje do drużyny.
-         Harry...- odezwała się nieśmiało Demelza- Czy ja też mogę przyjść?
-         Pewnie, w piątek wybierzemy najlepszych.
Uśmiechnął się do nas i odszedł, zostawiając mnie z szybko bijącym sercem. Już od dziecka chciałam grać w Quidditcha, przecież po to ćwiczyłam samotnie, pożyczając miotłę od braci....W zeszłym roku zagrałam jako Szukający w zastępstwie za Harry’ego, ale to nie to samo... Od dawna marzyłam o tej pozycji w drużynie...
Demelza była tak samo podniecona jak ja, bo oczy jej aż świeciły. Na ten wieczór odpuściłyśmy sobie nudne wypracowania i zaczęłyśmy rozmawiać o Quidditchu.

W piątek pogoda się nieco uspokoiła, ale niebo wciąż było pochmurne. Siedziałam w pierwszym rzędzie trybun i dygotałam z zimna. Mój czerwono-żółty szalik łopotał na wietrze. Pozostali kandydaci też drżeli, z chłodu i podniecenia.
Harry stanął przed nami, rozglądając się niepewnie. To był jego pierwszy występ w roli kapitana, więc domyślałam się, że był trochę zestresowany.
-         No dobra! Dziś zobaczę jak grają wszyscy kandydaci i z nich wybiorę siódemkę- oznajmił nam- Zaczniemy od pałkarzy. Chodźcie.
Kilku chłopców wstało z ławki i poszło za Harry’m. Kapitan po kolei wręczał im pałki i kazał odbijać tłuczek. W końcu wybrał z nich dwie osoby i przyszła kolej na Ścigających. Ze zdrętwiałymi nogami wstałam, wkraczając na boisko z sześcioma innymi kandydatami. Obok mnie Demelza była blada, a jej biała twarz kontrastowała z ciemnorudymi włosami.
Dosiałam swojej Komety i wystartowałam. Mieliśmy sobie podawać kafla i rzucać do pętli, których strzegli kandydaci do obrońców. Dostrzegłam wśród nich Rona i pomyślałam, że jak on da radę, to ja też.
Początkowo serce waliło mi w piersi, ale kiedy nastąpił pierwszy kontakt z piłką, kiedy przeleciałam z nią kawałek boiska i kiedy podałam ją Demelzie, już nie czułam strachu. Przecież to nie jest takie trudne.
Od tej pory śmigałam szybko jak wiatr, podawałam zręcznie kafla innym zawodnikom i strzelałam gole(trafiłam osiem na dziesięć). Nie wiem, ile trwał mój lot wśród chłodnego powietrza. Gdy wreszcie rozległ się gwizdek kapitana, wylądowałam. Moje rude włosy były rozwiane, a twarz zarumieniona. Wiedziałam, że byłam dobra. Naprawdę dobra.
-         Okej- powiedział Harry- Ścigającymi zostają Katie, Demelza i Ginny.
Demelaza pisnęła ze szczęście, a Katie, jako stary gracz, tylko uśmiechnęła się z dumą. Spojrzenia moje i Harry’ego się spotkały i wiedziałam, że on myśli o tym samym. O zabawie w moim ogrodzie, wśród promieni słońca, których tak bardzo teraz brakowało.
-         Brawo- powiedział, gdy się do niego zbliżyłam, by oddać kafla- Świetnie ci szło.
-         Dzięki.
Podałam mu piłkę, nasze palce na chwilę się zetknęły i mimowolnie przeszły mnie dreszcze.
-         Kiedy będą  treningi?- spytałam szybko, puszczając kafla.
-         Dwa razy w tygodniu, ale jeszcze nie wiem kiedy dokład...
-         Potter, a obrońcy?!- zawołał dobrze zbudowany, złotowłosy chłopak, McLaggen, którego znałam z Klubu Ślimaka. Harry zamrugał szybko.
-         Zaraz!- odkrzyknął i zwrócił się do mnie- No tak, jeszcze ich nie wybrałem. Ginny, Katie, będziecie im do nich szczelać, by mogli się wykazać.
-         Jasne- odparłyśmy obie i znów wzbiłyśmy się w powietrze. Teraz było mi znacznie lżej i z uśmiechem rzucałam do pętli piłkę. Większość osób była słaba i w końcu zostali tylko Ron i ten McLaggen. Szli łeb w łeb i zaczęłam się już niepokoić, ale nagle chłopak z siódmej klasy poleciał w przeciwną stronę niż powinien i tym samym nie obronił. To było dziwne, więc dopiero po chwili zrozumiałam, że mój brat będzie w drużynie. Harry też był z tego zadowolony.
-         Dziękuję wszystkim kandydatom, możecie się rozejść! - zawołał- Zostaje tylko moja nowa drużyna!
Nasza szóstka skupiła się wokół kapitana.
-         Treningi będą odbywać się poniedziałki i czwartki- oznajmił nam- Jakieś pytania?
Pokręciliśmy głowami, więc Harry się uśmiechnął i pozwolił nam odejść.
-         Ale super!- cieszyła się Demelza- Będziemy razem w drużynie!
-         Tak, ekstra- zgodziłam się, obserwując kątem oka, jak Hermiona schodzi z trybun i gratuluje Ronowi z nieco nerwową miną. Czyżby miała coś wspólnego z tym nagłym wygłupem McLaggena?
-         Ginny, brawo!- podeszła i mnie przytuliła- Świetnie latałaś.
-         To pewnie dzięki naszym treningom podczas lata.
Uśmiechnęłyśmy się do siebie, ale Hermiona zaraz przestała, bo zobaczyła jak Lavender rozmawia z Ronem, patrząc na niego pełnymi podziwu oczami.
-         No świetnie- warknęła- Nie posikaj się z wrażenia.
Spojrzałam na nią ze zdumieniem. Ona nigdy nie mówiła takim tonem o swojej koleżance z dormitorium. Musiało jej bardzo zależeć na Ronie...
-         Nie przejmuj się. Jesteś od niej ładniejsza- pocieszyłam ją. Przytuliła mnie z wdzięcznością, a potem powiedziała:
-         A skoro o tym mowa, to widziałam Zabini’ego, który patrzył się z końca boiska jak latasz. Był tam tylko przez chwilę, ale...
-         O mamo- mruknęłam, zastanawiając się, czego on ode mnie chce. Uczepił się mnie już pierwszego dnia i dalej mu nie przechodzi.
Otuliłam się swoim szalikiem i ruszyłam z Hermioną do zamku.

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz