Jesteśmy już na półmetku! Skończyłam opisywać szósty tom oczami Ginny i teraz zaczynam część siódmą ;D Tutaj mam więcej pola do wyobraźni, gdyż Ginny w oryginale pojawia się w nim rzadko :)
Dedykuję tę notkę wszystkim czytelnikom :) Dziękuję Wam za poświęcony czas i za komentarze. Jesteście super :D
***
Następnego dnia wszyscy uczniowie się spakowali i wsiedli do pociągu. Zajęłam miejsce w przedziale z Ronem, Hermioną, Harry’m, Luną i Neville’m. Upchałam kufer na półce i wyjrzałam przez okno. Zamek wydawał mi się teraz opuszczony i dziwnie smutny. Czy gdy tu wrócę we wrześniu, nadal wszystko będzie takie same?
Usiadłam jak najdalej od Harry’ego i unikałam jego wzroku przez całą podróż, nie chcąc kusić losu. Ale kiedy mieliśmy się rozstać na stacji, przytuliłam go mocno. Ron uniósł brwi, jednak go zignorowałam.
- Kiedy do nas przyjedziesz?- spytałam.
- Nie wiem. Twój tata mi powie. Pewnie za niedługo- uśmiechnął się lekko i ruszył w stronę wuja, który czekał na niego z naburmuszoną miną.
- Ginny, Ron, Hermiona!- mama wyłoniła się z tłumu i wyściskała nas czule. Potem pożegnaliśmy się z Hermioną i odjechaliśmy samochodem z ministerstwa do domu. Dobrze było znów zobaczyć Norę, teraz wśród kwitnących kwiatów i promieni słońca.
- Za miesiąc ślub Billa i Fleur. A Fred i Greorge musieli zamknąć działalność i wrócić do domu- powiedziała mama, otwierając drzwi- Wasz ojciec ochronił Norę wieloma zaklęciami. Przez wakacje nie ruszacie się stąd, jasne? W Anglii już nie jest bezpiecznie.
- Wiemy, mamo- rzuciłam zniecierpliwiona, gdyż doskonale zdawałam sobie sprawę z niebezpieczeństwa.
Przywitaliśmy się z bliźniakami oraz z narzeczonymi, a mama dała nam kolację.
- Harry zerwał z tobą?- szepnął Ron podczas jedzenia, korzystając z okazji, że wszyscy słuchali dowcipów Freda i Greorge’a. Zapanowałam nad swoimi emocjami.
- Tak będzie lepiej. Na razie nie możemy być razem- powtórzyłam jego słowa, udając, że jestem skupiona na nalewaniu soku.
- Hm, przykro mi- powiedział, a gdy spojrzałam na niego ze zdumieniem, dodał- Chcę, żebyście byli szczęśliwi.
- Dzięki.
Po kolacji udaliśmy się do swoich łóżek, a ja wiedziałam, że te wakacje nie będą tak piękne jak ostatnie.
- Ale dlaczego nie mogę wam pomóc?- zdenerwowana spytałam po raz trzeci tego dnia.
- Bo jesteś za młoda. Masz dopiero szesnaście lat!- odparowała mama, a tata i Lupin jej przytaknęli.
Westchnęłam ciężko i skrzyżowałam ręce. Byłam na nich zła, że uważają mnie za dziecko i nie pozwalają, żebym wzięła udział w przenoszeniu Harry’ego do bezpiecznej kryjówki. Też chciałam się do czegoś nadać, ale wszyscy wmawiali mi, że nie jestem jeszcze pełnoletnia. Ale Ron i Hermiona mają ryzykować? To nie fair!
Mama pożegnała z łzami trzynaście osób, mające eskortować Harry’ego. Ja też wymieniłam uściski z tatą, Ronem, Hermioną, Billem, Fleur, Hagridem, Tonks, Lupinem, Fredem i Greorge’m, Moody’m, Kingsley’em i Mundungusem. Bałam się o nich, a myśl, że będę siedzieć w domu bezczynnie, powodowała frustrację.
Gdy cała trzynastka wyszła, ze ściśniętym sercem usiadłam w fotelu i udałam, że czytam swój nowy podręcznik do zaklęć. Mama ulokowała się w kuchni, nerwowo myjąc blat stołu. Wiedziałam, że zanim tu wrócą, minie ponad godzina, ale wolałam w każdej chwili być blisko drzwi.
Za oknem robiło się ciemno, a ja nie widziałam tekstu przed sobą, a słyszałam tylko bicie własnego serca. Moje ciało było sparaliżowane strachem. Nienawidziłam czekać. Oczekiwanie to najgorsza rzecz podczas walki.
W końcu, gdy wydawało mi się, że minęły już całe wieku, weszłam do kuchni. Mama była biała jak ściana i co chwila wyglądała przez okno.
- Tak...-wychrypiała i pokazała mi stare pudełko i tenisówkę- Przyleciały bez nich. Coś im się...stało...
Zaczęła płakać, a ja przytuliłam ją drżącymi dłońmi.
- To na pewno małe kłopoty. Zaraz się tu zjawią...Może wyjdziemy na dwór?
Wyszłyśmy na podwórko, oświetlone tylko gwiazdami. Było mi dziwnie zimno, a cisza aż raziła w uszy.
I nagle...Coś błysnęło, zawirowało i na ziemi pojawiły się dwie postacie. Jedną był Hagrid, a drugą...
- Harry! Hagridzie!- mama przytuliła ich oboje, podczas gdy ja poczułam falę ulgi i nowego niepokoju o innych. Kiedy Harry uwolnił się z uścisku mamy, zaczął się tłumaczyć, że zaatakowali ich śmierciożercy i że cudem udało im się dolecieć do domu rodziców Tonks. Nasze spojrzenia się spotkały, a ja miałam ochotę rzucić się mu na szyję i pocałować, ale wiedziałam, że nie wolno mi. Więc zamiast tego powiedziałam mu szybko, że przed nimi powinni przylecieć Ron i Tonks oraz tata i Fred, ale jeszcze się nie zjawili. Smutek i ból na jego twarzy jeszcze bardziej wzrosły.
- To moja wina...-wyjąkał, a ja musiałam go przytrzymać, żeby się nie przewrócił. Czułam, jak jego mięśnie drżą ze zmęczenia.
- Ale co ty mówisz, kochaneczku! –oburzyła się mama-Ważne, że żyjecie, a oni na pewno zaraz przylecą!
Miała rację, bo zaraz znów coś zabłysło i z ciemności wyłonił się Lupin, podtrzymując Greorge’a. Znieruchomiałam, gdy zobaczyłam krew, cieknącą z ucha mojego brata.
- Greorge!- zawołała mama z płaczem.
- Snape nas zaatakował- wyjaśnił Lupin, chwytając oddech. Na dźwięk nazwiska byłego nauczyciela, Harry szarpnął się lekko, ale nie pozwoliłam mu nigdzie się ruszyć, by nie zemdlał z wycieńczenia.
Hagrid zaniósł Greorge’a do salonu, a mama szybko pobiegła po opatrunki. Chciałam poprosić Harry’ego, by usiadł, ale uprzedził mnie Lupin, który brutalnie przycisnął chłopaka do ściany.
- Hej!- krzyknęłam wojowniczo, wyjmując różdżkę.
- Spokojnie- powiedział, nie spuszczając oczu z Harry’ego- Co siedziało w kącie, gdy Harry Potter po raz pierwszy odwiedził mnie w moim gabinecie w Hogwarcie?
To było niedorzeczne! Wiedziałam, że Harry nie jest oszustem, po prostu to wiedziałam. Moje przeczucia potwierdziły się, gdyż chłopak prawidłowo odpowiedział na pytanie, a Lupin go puścił i przeprosił.
Ledwie nakłoniłam Harry’ego do odpoczynku na fotelu, gdy znów ktoś przyleciał świstoklikiem. Lupin i Hagrid pobiegli do wyjścia i po chwili przyprowadzili Hermionę i Kingsleya. Oboje byli cali i zdrowi.
Przytuliłam moją przyjaciółkę, a mama zaczęła opatrywać ucho Greorga. Inni zdali relacje z lotu, ale ja prawie ich nie słuchałam, wyglądając za okno. Podskoczyłam, gdy do domu wpadli tata i Fred. Pobiegłam ich uściskać, a potem zrobiłam wszystkim po ciepłej herbacie, by zająć się czymkolwiek. W salonie rozmawiali o wydarzeniach dzisiejszej nocy, a ja niemal płakałam. Gdzie jest Ron i Bill? Gdzie Tonks i Fleur? I Szalonooki?
Właśnie podawałam herbatę, gdy Lupin krzyknął: Dora!, a Hermiona : Ron!
W Norze pojawiła się Tonks, tonąc w ramionach Lupina oraz roztrzęsiony Ron, którego Hermiona zaczęła obdarowywać pocałunkami. Poczułam ukłucie w sercu. Czemu ja tak nie mogłam przywitać Harry’ego?
Znów rozległ się huk i do domu weszli Bill i Fleur. Zalała mnie ulga. A więc cała moja rodzina przeżyła!
Mama uściskała ich, płacząc tym razem ze szczęścia.
- Och, nic wam nie jest...- wyjąkała.
- Nam nic. Ale Moody nie żyje- powiedział Bill. Zapadła cisza, tak jak wtedy, gdy dowiedzieliśmy się o śmierci Dumbledore’a. Nie mogłam w to uwierzyć. On był taki twardy...
Milczenie przerwało obudzenie się Greorge’a, który zaraz zaczął zapewniać wszystkich, że czuje się znakomicie. Ból i żal trochę przysłoniła ulga. W końcu reszta przeżyła.
Wypiliśmy toast za Szalonookiego i rozeszliśmy się do swoich sypialni. Pożegnałam się ze szlochającą Hermioną i spojrzałam na Harry’ego. Był blady i smutny. Ja sama pewnie nie wyglądałam lepiej. Uśmiechnęłam się do niego pocieszająco i szepnęłam bezgłośne ,,dobranoc’’. Potem weszłam do pokoju i położyłam się na łóżku. Głowa mnie bolała od natłoku myśli. Przykryłam się mocno kołdrą i zasnęłam.
Kolejna notka będzie za kilka dni[mam nadzieję, bo mam problemy z internetem na kompie i muszę korzystać z laptopa siostry i dziadka ;)] Wasze blogi też oglądam regularnie i czekam niecierpliwie na dalsze rozdziały ;)
Aha, zaczęłam pisać też drugi blog też o tematyce HP. Jeśli macie czas możecie tam wpadnąć, ale nie chcę się narzucać, więc wybór należy do Was ;) www.czarnookacorkamagii.blogspot.com
Pozdrawiam serdecznie!