
Za nasz bunt dostawaliśmy kary, jakimi były tortury różnymi klątwami. Na początku bałam się tego, bo aż za dobrze pamiętałam krew, rozmazującą się na mojej twarzy podczas pierwszych zajęć z Amycusem. Ale przyzwyczaiłam się, a nawet polubiłam to. Dobrze jest cierpieć za słuszną sprawę i dawać nadzieję zlęknionym sercom.
Ból…czym właściwie jest? Czy naprawdę jest tak trudny? Fizyczny jest niczym. Chwilową udręką, gdzie można zacisnąć usta i dzielnie unieść brodę. Ale ten psychiczny? Ten, który czujemy w sobie? To prawdziwy problem. Tęsknota, troska o ukochane osoby…To tortury godne łez. I właśnie je przeżywałam najczęściej. Martwiłam się o moją rodzinę, o rodziców, którzy działali dla Zakonu, o braci, którzy im pomagali, o Rona, który uciekł bez wieści i o Harry’ego, który był Niepożądanym Numer 1. Ministerstwo, Voldemort, śmierciożercy, wszyscy go szukali, tak wielu pragnęło jego śmierci…

- Ginny, opanuj się! Oni tylko czekają na znak, że jesteś przeciwko nim- powiedział ze smutkiem Neville.
- Małpa, idiotka, zdzira…- przeklinałam Alecto, posłusznie dając się posadzić przyjacielowi na kanapie. Dużo osób obserwowało to zdarzenie. W pokoju zapanował ponury nastrój.
- Neville, to tutaj nie będzie wisieć!- oznajmiłam przez łzy. Po moim trupie…
- Czyli, że chcesz skazać siebie na gorszy los niż tortury? Przeciwstawianie się Carrowom to jedno, a popieranie Harry’ego to drugie.
- Myślałam, że właśnie to robimy.
Neville westchnął. Żal nie znikał z jego twarzy.
- Robimy, ale nie możemy dać im powodu. Martwi nie przydamy się Harry’emu.
Niechętnie skinęłam głową
Dni mijały wolno. Ciągnęły się i ciągnęły, przedłużając moje męki. Najbardziej lubiłam noc, kiedy spokojnie mogłam zamknąć oczy, marzyć i dawać upust mojej tęsknocie i bólowi. Demelza czasem widziała moje łzy, ale zawsze odpowiadałam jej, że to nic takiego. W końcu pewnie wiele osób płakało w ciemnościach, myśląc o swoich bliskich i o przyszłym losie.

Tak jak ustaliłam w zeszłym roku z McGonagall, raz w tygodniu miałam lekcje z panią Hooch, która przygotowywała mnie do egzaminu z latania. Jeśli go zdam, będę mogła zostać zawodowym graczem Quidditcha. Muszę przyznać, że szło mi całkiem nieźle i nauczyłam się wielu ciekawych manewrów. Jeśli przeżyję te trudne czasy, będę ubiegać się o posadę Ścigającego.
Na sklepieniu w Wielkiej Sali gromadziły się szare chmury. Nie cierpię listopada. Jest zimno i deszczowo. Jak w tym odnaleźć iskierki nadziei?
Przełknęłam właśnie jajecznicę, gdy do stołu Gryfonów zbliżyła się Luna. Na jej twarzy malowało się przejęcie, a z kieszeni szaty wystawał jakiś papier. Blondynka też wycierpiała przez te dwa miesiące. Nie pyskowała jak ja i Neville, ale wyrażała spokojnie swoje poglądy, za które często jej się obrywało. Dziś jej czoło zdobił siniak, zrobiony przez Alecto.
- Ginny, Neville…- szepnęła- Musicie coś zobaczyć.
Oboje szybko wstaliśmy od stołu. Byłam ciekawa, o co chodzi.
- Co się stało, Luno?- zapytała Parvati, która siedziała obok mnie.
- Mamy informacje o Harry’m- oznajmiła cicho. Na tę wieść wielu Gryfonów przerwało śniadanie i poszło z nami. Wyszliśmy z Wielkiej Sali i stłoczyliśmy się wokół Luny, która otworzyła przed sobą gazetę.

- Tam jest Harry!- zawołał Neville, wskazując na duże zdjęcie w gazecie. Przedstawiało ono ludzi w popłochu. W oczy rzucał się ubrany na czarno mężczyzna, ścigający trójkę nastolatków: rudzielca, brązowowłosą i chłopca z okularami.
- Harry…- szepnęłam, a serce podskoczyło mi do gardła- Co mu jest? Złapali go?!
- Nie- odparła Luna- Pojawili się w Ministerwstwie Magii. Wczoraj. Zaatakowali Umbridge i przerwali Rejestrację Mugolaków. Ścigał ich Yaxley, ale udało im się uciec.
- Całe szczęście…-szepnęła Lavender.
- Czego tam szukali?- zastanawiał się Colin.
Wymieniłam spojrzenia z Neville’m. Harry wykonywał misję Dumbledore’a. Widocznie potrzebował czegoś z Ministerstwa. Ale czego?
- Co tu się dzieje?- zawołał jakiś głos za nami. Rozpoznałam go w mgnieniu oka, gdyż często słyszałam go w swoich koszmarach. Gdy wszyscy się dopiero obracali w stronę Amycusa, ja sięgnęłam po różdżkę.
- Reducto!
Gazeta w rękach Luny eksplodowała, zamieniając się w strzępy, które spadły u naszych stóp. Mężczyzna spojrzał na mnie groźnie.
- Co tam było? Mówić, no już!
- Nie pana sprawa- warknął Neville.
- Tak? A mi się wydaje, że moja, bo było to coś zakazanego.
- To tylko gazeta!- pisnęła Parvati.
- Nie wierzę wam. Albo mi powiecie, albo wszyscy zostaniecie poddani klątwie.
Spojrzeliśmy po sobie. Niektórzy mieli wystraszone miny, ale byliśmy Gryfonami. Odwaga to nasz atut.
- Dobrze, jak chcecie, smarkacze- powiedział zezłoszczony Amycus- Wszyscy do mojego gabinetu, już!
Wyciągnął różdżkę i popędzał nas jak jakieś bydło. Serce mi waliło głucho. Nie bałam się o siebie, przecież już się przyzwyczaiłam. Ale reszta? To moja wina, byliśmy tacy nieostrożni…I teraz Parvati, Lavender, Colin, Seamus oraz Demelza zapłacą za to.
- Co pan robi?- na korytarzu pojawiła się McGonagall. Patrzyła surowo na śmierciożercę.
- Prowadzę chętnych do szlabanu.
- A cóż oni zrobili?
- Mieli przy sobie coś zakazanego.
- To znaczy?
- Gazetę…- zająkał się, bo musiał zrozumieć jak głupio to brzmi- O zakazanej treści.
- Chce ich pan karać za posiadanie gazety? O ile wiem, czasopisma nie są zakazane w Hogwarcie. Nawet dyrektor wam to potwierdzi.
Wpatrywali się w siebie przez chwilę. Oglądałam to z zapartym tchem.
- No dobrze, Minewro- rzekł w końcu Amycus chłodno- Odpuszczę im ten jeden raz, ale niech się mają na baczności.
Spojrzał na mnie wyzywająco i odszedł.

- Jeszcze mam tu coś do powiedzenia. A teraz uciekajcie! I pilnujcie się, bo następnym razem możecie nie mieć tyle szczęścia.
Odetchnęliśmy z ulgą, ale ja wciąż miałam do siebie żal o to, że jesteśmy tacy niezorganizowani i nieostrożni…Tak nie może być. Muszę coś wymyślić.
I chyba już wiem co.
Dziękuję za tyle komentarzy pod tamtą notką. To mój rekord i jestem z tego bardzo szczęśliwa. Pozdrowionka dla wszystkich!