niedziela, 23 października 2011

Mroczne chmury

Stałam pośród tańczącego tłumu, a wokół grała muzyka. Ludzie się śmiali.
Zamrugałam zdezorientowana. Gdzie się znalazłam? Przecież przed chwilą walczyłam z tym śmierciożercą.
I wtem zobaczyłam samą siebie, popijającą wino. Wyglądałam identycznie jak teraz. Ta sama złota suknia i rude włosy. Czyżbym przeniosła się w czasie?
Do mojej sobowtórki podszedł Krum. Po chwili nasze spotkanie przerwała Luna z radosną miną.
A więc to było wspomnienie. Ktoś mnie tu przeniósł, by...
O nie. Przecież ja zaraz wygadam się, że znam miejsce pobytu Harry'ego! Ten śmierciożerca nie może tego zobaczyć!
Skupiłam się na drugiej mnie i starałam się jej przesłać ostrzegawczą myśl, zasłonić jej słowa mgłą, sprawić, by z jej ust nie wydobyła się prawda.
- A gdzie jest Harry?- dobiegł mnie zaciekawiony głos Luny.
- Nie wiem- odparła moja sobowtórka i wtem do namiotu wpadł patronus Kingsleya. Ledwo zdążyłam odetchnąć z ulgą, bo ktoś mnie szarpnął i znów wszystko się zamazało...
Klęczałam pośrodku namiotu, a śmierciożerca puścił mój nadgarstek.
- Uciekaj!- warknął, a ja szybko wróciłam do mamy, całej bladej ze strachu.
- Wszystko w porządku- uspokajałam ją, ale nie śmiałam więcej powiedzieć w obecności nieproszonych gości.
Tatę też puścili. Domyślałam się, że i on zastosował sztukę oklumencji. Byłam z tego dumna.
- Nic nie wiedzą- powiedział szef śmierciożerców- Wracamy.
Rozległ się trzask, ich postacie zmieniły się w kłęby czarnego dymu i wyleciały z namiotu. Goście rozluźnili się i natychmiast zaczęli się teleportować do domów. Nie dziwiłam im się.
Żal mi było tylko Fleur, której kosmyki jasnych włosów wysunęły się ze starannego koku i Billa, który smętnie patrzył na zniszczenia. Ich ślub zakończył się niemiłą niespodzianką i ucieczką.
- Jak wam się udało przed nimi ukryć...?- wyjąkała mama, całując tatę w czoło.
- Oklumencja- uśmiechnęłam się do niej blado.
-No dobrze, trzeba to posprzątać!- oznajmił tata do moich braci- Reszta niech wraca do domu. Musimy wznowić zaklęcia ochronne.
- My to zrobimy!- zaoferowali się Lupin i Tonks, wychodząc na dwór. Mama, Bill, Fred i Greorge zostali, by pomóc tacie.
Wzięłam za rękę wystraszoną Gabrielle i bez słowa wyprowadziłam ją z namiotu.

Za oknem panowała ciemna noc, a dzisiejsza wydawała się mroczniejsza niż zwykle.
Wpatrywałam się tępo w szybę, a w głowie kłębiło mi się wiele myśli.
Zabito ministra magii. Voldemort przejął Ministerstwo. Zwyciężył.
Harry, Hermiona i Ron gdzieś uciekli, a ja nie wiedziałam, gdzie są i czy wszystko z nimi w porządku. Nawet nie zdażyłam się z nimi pożegnać.
Kolejna nasza nadzieja padła.Teraz wszystko wydawało mi się takie bez sensu.
Chciałam płakać, ale żadna łza nie wypłynęła z moich oczu. W końcu ułożyłam się na łóżku i usnęłam, wciąż słysząc czyjś krzyk...

Aby rano usunąć worki spod oczu musiałam użyć mugolskich sztuczek, gdyż nie wolno mi było jeszcze uprawiać magii poza szkołą. Zresztą, przy stole nikt nie wyglądał najlepiej. Mama miała czerwone oczy, tata ponury wyraz twarzy, a bliźniacy wpatrywali się ze smutkiem w talerze. Nawet blask Fleur nieco przygasł.
Śniadanie w grobowej atmosferze przerwała nam sowa, lądująca przede mną i przewracająca szklankę z herbatą. Z cichym westchnięciem zabrałam jej z dzioba list i wytrzeszczyłam oczy, gdy na kopercie zobaczyłam napis ,,Wyniki SUMÓW''.
- Co to jest?- zapytała mama podejrzliwie.
- To wyniki SUMÓW- odpowiedziałam i otworzyłam niepewnie, wyjmując kartkę.
- No to prawda wyjdzie teraz na jaw!- zakpił Fred.
- Lepiej przygotuj jakieś wyjaśnienia- dodał Greorge. Przewróciłam oczami i spojrzałam na listę.

Ginevra Molly Weasley
Wyniki Standardowych Umiejętności Magicznych

Transmutacja...................................................zadowalający
Eliksiry............................................................nędzny
Zaklęcia i Uroki................................................wibitny
Obrona przed Czarną Magią............................wybitny
Historia Magii..................................................okropny
Zielarstwo.........................................................powyżej oczekiwań
Opieka nad Magicznymi Stworzeniami............powyżej oczekiwań
Wróżbiarstwo....................................................okropny
Astronomia........................................................zadowalający

Wow. Nie było źle. Zawaliłam wróżbiarstwo, historię i eliksiry, ale świetnie napisałam zaklęcia i obronę przed czarną magią! Byłam z siebie dumna.
Pokazałam wyniki rodzinie. Bliźniacy zrobili demonstacyjne niezadowolone miny, Bill się do mnie uśmiechnął, a mama mnie pocałowała w policzek.  
- Brawo, Ginny! Dwa wibitne! Jesteś lepsza od Rona!
Wzmianka o moim bracie nieco zniszczyła radosny nastrój. Wszyscy sobie przypomnieli, że Ron uciekł nie wiadomo gdzie, z nie wiadomo jaką misją do spełnienia i nie wiadomo, czy jest cały. Odłożyłam list, dokończyłam śniadanie i wróciłam do pokoju. Czułam dziwną pustkę. Wiedziałam, że Harry wcześniej czy później odejdzie, ale nadal nie mogłam przestać się martwić. Miałam wrażenie, że wszystko przykrywają ciemne chmury niepokoju i strachu. Nic już nie było pewne, a mi z trudem przychodziło znalezienie jakiegoś płomienia nadziei.
Wlepiłam wzrok w szybę, jakby zaraz na podwórku miał się pojawić Harry i przytulić mnie...
Wieczorem pojawiła się u nas inspekcja z Ministerstwa. Znów zadawali nam pytania, ale nie stosując oklumencji. Wszyscy zgodnie powiedzieliśmy, że Ron jest chory, dlatego nie ma go w salonie i że nie wiemy nic o Wybrańcu. Wiedziałam, że nie do końca nam uwierzyli, ale zostawili nas w spokoju. Na jakiś czas.
Po kilku dniach tata oznajmił, że kontrolowane przez Voldemorta Ministerstwo nie potrafi znaleźć Harry'ego. Ucieszyłam się ogromnie, ale nadal czułam niepokój.
Do naszego domu czasem wpadali członkowie Zakonu Feniksa, przynosząc wiadomości lub chcąc się przespać w bezpiecznym miejscu. Ich miny były jednak zmęczone i posępne. Wydawało mi się, że cały świat zaraził się tym wszechobecnym smutkiem.
Te wakacje należały do najgorszych w moim życiu. Nie cieszyło mnie ciepłe słońce, nie kusił zielony ogród, a nawet nie miałam ochoty do rozmów. Całe dnie spędzałam w moim pokoju, bazgroląc coś w zeszycie lub wpatrując się tępo w sufit. Czułam się, jakbym była duchem. Wstawałam rano, jadłam, zmuszałam się do uśmiechu, pomogałam w obowiązkach domowych, zamykałam się w pokoju, a potem zasypiałam, dręczona wizjami martwego ciała Harry, ego, torturowanego Rona i krzyczącej Hermiony.
I tak mijał sierpień...

Pewnego dnia tata powiedział szeptem przy kolacji, że wysłał sowę do Harry'ego z powiadomieniem, że wszyscy są bezpieczni. Sowa powróciła bez choćby draśnięcia, co oznacza, że i oni znaleźli dobrą kryjówkę. To mnie nieco podniosło na duchu.
Nadchodził pierwszy września, co wiązało się z odwiedzinami na Pokątnej. Ponieważ w tym roku tylko ja z rodziny szłam do Hogwartu, nie był konieczny wspólny wypad do sklepu. Tata, nie chcąc mnie narażać, sam załatwił podręczniki i nową szatę(nareszcie). Teraz więc byłam gotowa do szóstego roku nauki.
W czasie wakacji dostałam też list od Luny i Neville'a. Cieszyłam się, że mogę na nich liczyć i że w szkole będą mnie wspierać.

W ostanią noc wakacji przysiadłam na ganku, podziwiając gwiazdy. Moje policzki muskał ciepły wiatr, a świerszcze cykały cicho w trawie. Było tak złudnie spokojnie.
Wiedziałam, że czeka mnie trudny rok. Walka nie tylko o oceny, ale też o honor i życie. Kto wie, może jakiś Ślizgon znów planuje podstęp na rozkaz Voldemorta? Kto teraz zginie? McGonagall? Któryś z uczniów? A może ja sama, dziewczyna Wybrańca?
- Jak się czujesz?- usłyszałam i obok mnie usiadła Tonks. Dziś jej włosy były mysie ze srebrnymi pasemkami. Niebieskie oczy przysłonione były smutkiem, ale już nie wyglądała na tak przygnębioną jak dwa miesiące temu.
- Nie wiem- wzruszyłam ramionami- Trochę się niepokoję.
- Zauważyłam. Nie jest łatwo żyć w ciągłym strachu, ja też chwilami się załamuję, ale...jesteśmy silne, prawda? Poradzimy sobie?
- Chyba tak- uśmiechnęłam się, wdzięczna, że mogę z kimś porozmowiać szczerze. Siedziałyśmy tak jeszcze przez jakiś czas, ciesząc się bliskością drugiej osoby.

***
Ha, dopiero niedawno przypomniałam sobie, że Ginny powinna dostać wyniki sumów. Mam nadzieję, że Wam odpowiadają.
Końcową wzmankę o Tonks dedykuję Rice, która, tak jak ja, bardzo ją lubi:)
Następna notka będzie za tydzień. Zaczną się w niej  przygody Ginny w opanowanej przez śmierciożerców szkole;)

Aha i, jak słusznie zauważyła Dimka, pomyliłam oklumencję z leglimencją i teraz to poprawiałam xd. Przepraszam, głupi błąd;)




5 komentarzy:

  1. Jestem dumna z Ginevry z ate SUM-y. xD
    haha. xd
    A tak serio to jest wspaniale...Bardzo podobał mi się moment z ligilimencją. < 3
    W ogóle rozdział całościowo świetny.
    Oh, nie tylko wy lubicie Nimfadorę z Rikunią. Ja wręcz kocham Tonks....Żebyś ty słyszała jak ryczałam kiedy Dora umarła....[*].
    Płakać mi się chce....
    Dobra, kończę, papapa!
    A i jeszcze : Ale mega,. że będzie już w szkole!
    Pa. ; *

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Ci bardzo za miłe słowa :* Tak, ja też się cieszę, że Ginny wróci do szkoły.
    Przepraszam, w takim razie i Tobie dedykuję ten notkę;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No, no ten moment z ligilimencją to było dopiero coś;* i tytuł też bardzo fajny a notka jak zawsze świetna i już czekam na następną<33♥ hmm w następnym rozdziale będzie chyba trochę akcji ;*;)?! fajnie by było gdyby Ginny dostałą jakąś wiadomość od Harry'ego...no ja już nic nie podpowiadam :*:)) czekam na to co ty napiszesz !!!

    OdpowiedzUsuń
  4. P.S.
    to ja napisałam komentarz jako Anonimowa pod poprzednią notką...przepraszam zapomniałam się podpisać ;*!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję bardzo, zastanowię się nad twoją koncepcją;) Cieszę się, że zainteresowałaś się moim blogiem :)

    OdpowiedzUsuń